Rosyjski Gazprom, wiedząc, że ma wszystkie atuty w ręku, przeciągnął bowiem termin rozmów niemal do wygaśnięcia poprzedniej umowy.

Podobnie może być z obecną, wygasającą z końcem przyszłego roku. Mimo bowiem podejmowanych przez polską firmę od marca starań Rosjanie nie kwapią się do rozmów. Znów czas gra na ich korzyść. Bo za rok w listopadzie będą mogli znowu podyktować ostre warunki, na które znów będziemy się musieli zgodzić. Do tego czasu mogą tłumaczyć, że kryzys, że nie wiadomo, jak będzie z produkcją, popytem, cenami...

Krajowa produkcja gazu pokrywa zaledwie jedną trzecią potrzeb Polski. Dopiero za 5 – 6 lat może się zakończyć realizacja projektów związanych z dywersyfikacją dostaw surowca. Wtedy ma ruszyć terminal skroplonego gazu w Świnoujściu i rurociąg z Danii.

Wydaje się, że do tego czasu jesteśmy skazani na kaprysy naszego partnera ze Wschodu. Jest jednak jeszcze jedno wyjście. Przez Polskę płynie tranzytem gaz do odbiorców na Zachodzie. Moglibyśmy odkupować jego część, jeśli zgodziłyby się na to sprowadzające go koncerny – E.ON Ruhrgaz i Gaz de France. Jednak poza decyzją biznesową potrzebna jest tu także wola polityczna. Obie firmy kontrolowane są bowiem przez rządy swoich krajów. I to w dużej mierze od nich zależy, czy mamy szansę na takie wsparcie.

Skomentuj na [link=http://blog.rp.pl/blog/2008/12/09/jeremi-jedrzejkowski-zachod-moze-pokazac-swoja-polityczna-solidarnosc/]blog.rp.pl[/link]