[b]"Rz":[/b] Przy pierwszych przymiarkach do obsady nowej RPP analitycy mówili, że potrzebni są w niej oczywiście ludzie specjalizujący się w polityce pieniężnej czy znający się na rynkach finansowych - zwłaszcza w kontekście planów wejścia do strefy euro. Mówiono też, że przydatny może być prawnik. Pan nie zalicza się do żadnej z tych grup...
[b]Wojciech Roszkowski:[/b] Wiem do czego pan zmierza. Ja jestem historykiem gospodarczym.
[b] Jaką "wartość dodaną" może Pan wnieść do RPP?[/b]
Trudno oceniać siebie samego, ale dyscyplina, którą reprezentuję, może wnieść w prace rady dłuższą perspektywę. Coś, czego analitycy, zajęci bieżącymi wynikami, czasami nie mają. Ja nie jestem keynesistą ani antykeynesistą, bo wiem, że potrzeby gospodarek się zmieniają. Interwencja Keynesa była być może potrzebna w czasach Wielkiego Kryzysu, ale w latach 80. w USA tym, czego było trzeba, była właśnie liberalna polityka Reagana. Więc dystans do szybko zmieniających się prognoz czy mód byłby bardzo wskazany.
[b]Czy Pana zdaniem w obecnej sytuacji, gdy strefa euro przeżywa poważny kryzys, wejście do niej nadal powinno być celem Polski?[/b]