Wyznaczenie daty przyjęcia euro to nie loteria liczbowa

Rozmowa z Wojciechem Roszkowskim, wskazywanym jako kandydat prezydenta do Rady Polityki Pieniężnej

Publikacja: 13.02.2010 00:17

Wojciech Roszkowski – profesor, absolwent Handlu Zagranicznego na SGPiS (obecnie SGH). Autor „Histor

Wojciech Roszkowski – profesor, absolwent Handlu Zagranicznego na SGPiS (obecnie SGH). Autor „Historii Polski XX wieku”, w latach 2004 – 2009 poseł do Parlamentu Europejskiego

Foto: Fotorzepa, Radek Pasterski RP Radek Pasterski

[b]"Rz":[/b] Przy pierwszych przymiarkach do obsady nowej RPP analitycy mówili, że potrzebni są w niej oczywiście ludzie specjalizujący się w polityce pieniężnej czy znający się na rynkach finansowych - zwłaszcza w kontekście planów wejścia do strefy euro. Mówiono też, że przydatny może być prawnik. Pan nie zalicza się do żadnej z tych grup...

[b]Wojciech Roszkowski:[/b] Wiem do czego pan zmierza. Ja jestem historykiem gospodarczym.

[b] Jaką "wartość dodaną" może Pan wnieść do RPP?[/b]

Trudno oceniać siebie samego, ale dyscyplina, którą reprezentuję, może wnieść w prace rady dłuższą perspektywę. Coś, czego analitycy, zajęci bieżącymi wynikami, czasami nie mają. Ja nie jestem keynesistą ani antykeynesistą, bo wiem, że potrzeby gospodarek się zmieniają. Interwencja Keynesa była być może potrzebna w czasach Wielkiego Kryzysu, ale w latach 80. w USA tym, czego było trzeba, była właśnie liberalna polityka Reagana. Więc dystans do szybko zmieniających się prognoz czy mód byłby bardzo wskazany.

[b]Czy Pana zdaniem w obecnej sytuacji, gdy strefa euro przeżywa poważny kryzys, wejście do niej nadal powinno być celem Polski?[/b]

Ten cel wynika z traktatu akcesyjnego, więc nie możemy go sobie nie stawiać. Należy się tylko zastanowić, czy musimy ulegać presji czasu, presji politycznej gorączki, która temu towarzyszy. Obserwuję szereg wypowiedzi, w których na pierwszy plan wybija się data wejścia do strefy euro. To jest dla mnie trochę niepokojące, bo data jest tu instrumentem wyłącznie politycznym.

[b]Czy data nie jest ważna?[/b]

Ona powinna być wtórna wobec spełnienia warunków członkostwa w strefie euro i zestawienia kosztów i zysków. Trzeba się też zastanowić nad tym, w jaką strefę euro będziemy wchodzili. Dzisiaj sytuacja strefy euro jest jasna - na pewno można powiedzieć, że ona jest niepokojąca. A jaka będzie za pięć lat, czyli w najwcześniejszym możliwym terminie naszego wejścia do strefy euro?

[b] Może będzie nam łatwiej przyjąć euro, skoro obecni członkowie eurolandu nie spełniają kryteriów konwergencji?[/b]

Nie będzie żadnej taryfy ulgowej. Oni kryteriów nie spełniają z powodu kryzysu. To nie jest argument za rozluźnieniem warunków przystąpienia do strefy euro nowych członków. O tym można było spekulować dwa lata temu, ale na pewno nie teraz.

[b]Kiedy możemy wejść do mechanizmu ERM2, ograniczającego wahania kursu walutowego? Czy dopiero wtedy, gdy będziemy spełniać kryteria fiskalne, czy może już wcześniej? Jakie znaczenie ma w tym względzie sytuacja na rynkach finansowych?[/b]

Idealnej sytuacji na rynkach raczej się nie doczekamy. Natomiast wejście Polski do korytarza ERM2 w warunkach wysokiego deficytu finansów publicznych byłoby bardzo ryzykowne.

Zgodnie z przedstawionym ostatnio programem konwergencji i planem konsolidacji finansów publicznych, deficyt będzie się szybko zmniejszał. Na razie on jest na tyle duży, że prowadzi do szybkiego zwiększania proporcji długu publicznego do PKB. To za dwa, trzy lata gwarantuje nam kłopoty. A jeśli chodzi o plan zmniejszania deficytu, to są - moim zdaniem - zaklęcia. Środki, które są zapisane w planach rządu, nie mogą przynieść większych efektów. Może poza zamiarem scentralizowania zarządzania gotówką w sektorze budżetowym, bo na razie zarabiają na tym banki prywatne. To jest bardzo sensowne, ale nie wiadomo, ile oszczędności to przyniesie. Nie widzę szansy na zmniejszenie deficytu do mniej niż 3 proc. PKB do 2012 r. Rząd ma tutaj ważną rolę do odegrania. Tylko nie osiągnie tego, organizując kolejny medialny show.

[b]Sugeruje Pan, że potrzebne są cięcia w wydatkach sztywnych budżetu?[/b]

Tak. Żadna inflacyjna reguła wydatkowa nie wystarczy. Z całą pewnością w bliskiej perspektywie nasze elity będą musiały stanąć wobec takiej konieczności. Im szybciej tym lepiej, żeby uniknąć protestów podobnych do tych, jakie dziś możemy obserwować w Grecji.

[b] W takim razie jaka data wejścia Polski do strefy euro jest Pana zdaniem realna? Kilku członków nowej Rady Polityki Pieniężnej mówiło o 2015 r. Podobnie wypowiadał się premier Donald Tusk[/b]

No tak, tylko to nie jest loteria liczbowa! Data przyjęcia euro przez ostatnie półtora roku przesunęła się już w ustach premiera o trzy lata. Widzimy, jaki wpływ na to ma bieżąca sytuacja. Wolałbym w ogóle nie spekulować na ten temat. Przede wszystkim powinniśmy przyglądać się kosztom, jakie wiążą się z wejściem do korytarza ERM2. Powinniśmy być w nim jak najkrócej. Im dłużej, tym większe ryzyko - to jest oczywiste. A jeśli wchodzilibyśmy do ERM2, nie widząc wiarygodnej perspektywy spełnienia kryteriów fiskalnych, to zwiększalibyśmy ryzyko konieczności ratowania złotego przez NBP czy przez zadłużanie się za granicą. Złoty jest walutą dość wrażliwą na spekulację, czego dowód mieliśmy na początku kryzysu.

[b] Porozmawiajmy o bieżącej sytuacji gospodarki. Na ile Pana zdaniem realny jest scenariusz spowolnienia wzrostu gospodarczego w Polsce w związku z wycofywaniem budżetowych programów stymulowania gospodarek na Zachodzie. Duże deficyty ostatnio nie są mile widziane przez rynki...[/b]

Ten mechanizm jest dość oczywisty. Zwrócę uwagę na coś innego. Kraje, które uruchamiały największą pomoc, mają tu pewne rezerwy. Tam wzrost deficytu był spowodowany właśnie przez celowe zwiększanie wydatków. U nas jest inaczej. My przecież nie mieliśmy recesji ani "pompowania" pieniędzy budżetowych w gospodarkę. Tymczasem deficyt skoczył do 7 proc. PKB. Jeśli chodzi o wpływ popytu zagranicznego, to z kolei warte podkreślenia jest to, że u nas nie to było decydujące z punktu widzenia wzrostu PKB. On się utrzymał w dużej mierze dzięki nadal rosnącej konsumpcji. Można oczywiście powiedzieć, że to nie będzie działać bez końca. Polacy dużo wydają, ale potrzebne są też oszczędności i inwestycje. Perspektywy wzrostu PKB w przyszłości tylko w oparciu o konsumpcję byłyby dość wątłe.

[b] Która z prognoz rządowych jest Panu bliższa? Czy ta z budżetu, która mówi, że w tym roku PKB wzrośnie o 1,2 proc.? Czy raczej z programu konwergencji, gdzie mówi się o ponad 3 proc.?[/b]

To, że w budżecie tak nisko oceniono perspektywy PKB, wynikało z nadmiernej ostrożności i asekuracji - łatwiej jest potem sprzedać dobre wiadomości niż złe. Ale czy wzrost może przekroczyć 3 proc.? Byłbym skłonny przyjąć, że to będzie pomiędzy 2 a 3 proc., zwłaszcza biorąc pod uwagę niepewne otoczenie zewnętrzne.

[b]Czy widzi Pan jakieś czynniki ryzyka dla inflacji?[/b]

Niepokojący byłby wzrost płac przekraczający wzrost wydajności. Przy wysokiej stopie bezrobocia to ryzyko jest jednak nieduże.

[b] A jeśli chodzi o czynniki podażowe i ceny żywności czy energii?[/b]

Trudno tu chyba o jakiekolwiek wiarygodne prognozy, jeśli się pamięta o tym, co działo się z cenami ropy naftowej w ostatnich dwóch latach. To chyba będzie fenomen do zbadania dla historyków gospodarczych. Przecież wzrost cen nie był związany z wahaniami popytu. Wydaje mi się, że skoro rynek ropy naftowej musi podlegać takim naciskom spekulacyjnym, to cóż my możemy mówić o perspektywach cen nośników energii.

[b]Czy Pana zdaniem bank centralny powinien reagować podwyżkami stóp procentowych, jeśli mielibyśmy do czynienia ze wzrostem inflacji spowodowanym czynnikami podażowymi, jak przy wzroście cen żywności albo energii?[/b]

Jestem zwolennikiem dużej ostrożności w polityce stóp procentowych. One mogą stać się czynnikiem, który ciągnie gospodarkę w niewłaściwą stronę, jeśli się je źle określi. Tym bardziej, że przewidywalność nawet podstawowych tendencji jest dziś mniejsza niż jeszcze kilka lat temu - w bardziej stabilnych warunkach.

[b]W jakich warunkach, Pana zdaniem, byłoby pożądane obecnie podniesienie stóp?[/b]

Inflacja w tym roku będzie zwalniała. W tej sytuacji nie ma powodu, by myśleć i mówić o szybkich podwyżkach stóp.

[b]"Rz":[/b] Przy pierwszych przymiarkach do obsady nowej RPP analitycy mówili, że potrzebni są w niej oczywiście ludzie specjalizujący się w polityce pieniężnej czy znający się na rynkach finansowych - zwłaszcza w kontekście planów wejścia do strefy euro. Mówiono też, że przydatny może być prawnik. Pan nie zalicza się do żadnej z tych grup...

[b]Wojciech Roszkowski:[/b] Wiem do czego pan zmierza. Ja jestem historykiem gospodarczym.

Pozostało 94% artykułu
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację