Jednoosobowe firmy mogą liczyć na korzystne, liniowe opodatkowanie i na preferencyjne stawki ZUS. Na przedsiębiorców, jeśli się postarają, wciąż jeszcze czekają bezzwrotne dotacje z Brukseli... Trudno o lepszą promocję przedsiębiorczości. Dlatego jako naród generalnie wspierający prywatną inicjatywę teraz stajemy się jej gorącymi orędownikami. Jeśli gros społeczeństwa uważa, że lepiej wspierać własne dziecko w dążeniu do biznesowej samodzielności, niż namawiać je na bezpieczny etat, to oznacza, że w prywatnej przedsiębiorczości widzimy podstawy ekonomicznego sukcesu kraju. To cieszy.
Widać to w statystykach. W ciągu pierwszego półrocza 2010 r. powstało prawie 208 tys. nowych firm, o 1/3 więcej niż rok wcześniej. W rejestrach podmiotów gospodarczych pod koniec czerwca było już przeszło 3,8 mln firm, o ponad 88 tys. więcej niż w grudniu. Tyle że to tylko liczby. Część nowych podmiotów zakładają pracownicy, którzy obawiają się o swoje miejsca pracy i chcą się związać ze swoją firmą na korzystniejszych dla obu stron zasadach. Zdolność takich firm do przetrwania w zmieniających się warunkach ekonomicznych nie będzie zbyt duża.
Miarą przedsiębiorczości, nie tej, o której mówimy i do której już się przekonaliśmy, ale tej prawdziwej, która mierzy się z rynkiem, będą realne efekty fali tworzenia nowych firm. Z dotychczasowych badań wynika bowiem, że pięć kolejnych lat przetrwa co trzecia z nowo zakładanych małych firm. Jeśli te proporcje zaczną się zmieniać na korzyść tych, które umieją przetrwać i się rozwijać, będziemy mogli mówić, że duch przedsiębiorczości skutecznie zagościł w narodzie. Trudno wszak budować dobrobyt tylko na zapale wspieranym środkami z cudzych portfeli, bo te się w końcu wyczerpią. Z drugiej strony, jeśli już są, trzeba z nich korzystać i próbować. Ostatecznie nawet Henry Ford kilka razy zbankrutował, nim stworzył ikonę motoryzacji.