Niewykluczone, że otrzyma ją warszawska FSO, która jak mało które przedsiębiorstwo nie miała szczęścia do inwestorów. Wejście Nissana w jakiejkolwiek formie mogłoby tę złą passę przerwać. Pozyskanie takiej inwestycji nie będzie łatwe. Minęły czasy, kiedy wschód Europy oferował najtańszą siłę roboczą na kontynencie. Kryzys finansowy sprawił, że na nowe warunki pracy, mniej korzystne i bardziej wymagające, zgadza się i stara Unia.
Rewolucję płacowo-wydajnościową rozpoczął w Europie prezes Fiata Sergio Marchionne. Zmusił już do zmiany systemu pracy dwie swoje włoskie fabryki. Za nim poszedł Volkswagen, który wycisnął ustępstwa w zamian za wielomilionowe inwestycje w produkcję Audi. Nissan zrobił to samo w swoich hiszpańskich zakładach.
Polska traci swój jedyny atut, jaki miała dotychczas wśród zachęt do inwestycji w produkcję – wydajną i niedrogą siłę roboczą. Pozostały za to wady, wśród nich jedna, której inwestorzy nie wybaczają – zupełny brak polityki na rynku motoryzacyjnym i niestabilne przepisy dotyczące inwestycji zagranicznych. W dodatku, jeśli się one zmieniają, to zawsze na gorsze.
Naszym fabrykom pozostanie więc głównie rola straszaka. Inwestorzy będą mówili: jeśli nie ustąpicie, pójdziemy do Polski. Ten straszak zadziałał na rzecz czeskiej inwestycji Hyundaia, słowackiej Kia czy Mercedesa na Węgrzech. Zapewne dlatego także ustąpili pracownicy Fiata pod Neapolem, gdzie będzie produkowana nowa panda. Ta rola straszaka to jednak o wiele za mało. Dlatego dla polskiego rządu powinno być w tej chwili absolutnym priorytetem, aby znaleźć inwestora dla FSO.