Rynki finansowe zbyt długo czekały na wyraźną poprawę wskaźników makroekonomicznych, które świadczyłyby o tym, że prezentowane reformy przynoszą zapowiadane skutki.
Szum wokół zmian gospodarczych, które miały przeprowadzić tamtejsze rządy, był duży. Jednak gdy opadł pierwszy kurz po szoku, jaki wywołały zapowiedzi bankructw, a Bruksela hojnie otworzyła portfele, by wesprzeć członków klubu euro, determinacja, by zaciskać pasa, znacznie osłabła. Teraz, gdy znamy wyniki dotyczące poziomu deficytów i długów w 2010 r., gdy rośnie obawa przed kolejnym spowolnieniem, agencje ratingowe nie mają już zamiaru czekać na obiecywaną poprawę. Nic więc dziwnego, że po kolei tną ratingi nie tylko Grecji i Portugalii, ale grożą też Włochom, które utrzymują, że radzą sobie z własnymi finansami.
Liczby jednak nie kłamią – zadłużenie Włochów w ubiegłym roku wzrosło, a deficyt zmalał tylko nieznacznie. Skoro Bruksela nie potrafi zmusić rządów do zdecydowanych działań, może zrobią to agencje. Obniżenie perspektywy ratingu dla Włoch było jak zimny prysznic. Jeśli jednak nie stanie się on ostrzeżeniem dla innych krajów, które zamiast poprawiać swoją sytuację, także doprowadziły w ostatnim roku do wzrostu deficytu i długu, takich niemiłych niespodzianek może w przyszłości zdarzyć się więcej.