To co rzuciło mi się w oczy to dwie rzeczy. Pierwsza z nich to brak osadzenia dyskusji na ten temat w jakiejkolwiek szerszej teorii przedsiębiorczości czy też teorii ekonomii. Mam na myśli, to że mówi się i pisze o innowacyjności dużo... a raczej mówi się i pisze bardzo dużo o tym, że brak jest w Polsce innowacyjności, czy to na poziomie małych i średnich przedsiębiorstw, dużych przedsiębiorstw, działalności rządowej czy samorządowej, ale nie mówi i nie pisze się czym ta innowacyjność jest, czym nie jest lub czy miałaby być a czym nie.
Czy chodzi o to, że brak jest w Polsce klasycznej edisonowskiej innowacyjności? Takich przedsięwzięć w Polsce faktycznie wydaje się być bardzo niewiele. Pierwsze, które przychodzi mi w tej kategorii do głowy, to firma HTL (największym na świecie producentem nakłuwaczy) stworzona przez pana Andrzeja Czerneckiego. A może jednak chodzi o innowacyjność mierzoną tempem dyfuzji czyli umiejętnością adaptacji najnowszych technologii i rozwiązań z innych rynków na nasz rynek w celu tworzenia nowych biznesów, poprawienia efektywności istniejących itp.? To też miara rozwoju gospodarki oraz jej innowacyjności i z tym jest w Polsce jest znacznie lepiej. Szczególnie w mojej branży (TMT/Internet), gdzie ilość sprawnie i z sukcesem wdrażanych projektów w formule naśladownictwa jest bardzo dużo. A może chodzi o "jakąś" miarę, która ujmowałaby jak wyniki prac badawczych mogą być transferowane do biznesu (patenty??). Ilość patentów w Polsce (272 patenty w 2009 r.) jest obecnie jedna z najniższych w Europie i jesteśmy daleko za Czechami czy Ukrainą. A może chodzi o miarę geograficzną, czyli jak stworzone lokalnie rozwiązania/produkty/usługi pozwolą zarabiać ich twórcom w skali całego świata. A może chodzi o coś jeszcze innego, inny typ lub inną miarę innowacyjności? Najbliższa mi, jako przedsiębiorcy, jest oczywiście ta ostatnia miara, bo jak sadzę każdy z przedsiębiorców chciałby mieć szanse pracować przy produktach, które zmieniają cały świat lub, lepiej, chciałby móc pracować przy projektach, które mogą stworzyć zupełnie nowe rynki.
Drugi element, który rzucił mi się w oczy to brak dyskusji na temat jakie warunki gospodarczo-społeczne są konieczne lub wystarczające do tego, aby innowacyjność mogła się w danej gospodarce rozwijać. Gdybym miał wymienić kilka najważniejszych z takich elementów to jako jeden z podstawowych czynników koniecznych do rozwoju innowacyjności wymieniłbym konieczność obowiązywania w państwie bardzo silnego prawa własności. Trudno sobie wyobrazić kogokolwiek, kto zdecyduje się na poszukiwanie, inwestowanie, rozwój innowacyjnych produktów/usług, ryzykując, że jego dzieło może mu zostać odebrane (np. Jacek Karpiński, któremu komunistyczne państwo nie pozwoliło na rozwinięcie produkcji najnowocześniejszego na tamte czasy mikrokomputera na świecie). Należy też zwrócić uwagę, że silne prawo własności to również niskie podatki, bo nikt nie chce mieć zbyt dużego przymusowego "udziałowca" w swoim biznesie postaci państwa.
Drugi element który moim zdaniem potrzebny jest w społeczeństwie do rozwoju innowacji to dbałość o wykształcenie... o wykształcenie formalne, ale również to nieformalne. Mam wrażenie, że w Polsce zbyt duży nacisk kładziony jest na wykształcenie formalne w przeciwieństwie do wykształcenia nieformalnego oraz doświadczenia.. Żadna innowacja nie powstaje, jeśli nie jest konfrontowana z rynkiem, potrzebami klientów (tymi obecnymi i/lub tymi które jeszcze nie istnieją), nie będzie zaspokajać realnej potrzeby klientów i to lepiej niż konkurencja. Być może przyczyną niskiego poziomu innowacyjności w Polsce jest to, że stykami się z zagadnieniami, które w bardziej rozwiniętych gospodarkach już zostały dobrze rozpoznane. Nie jesteśmy ani głupsi ani mądrzejsi niż reszta świata, ale po prostu na co dzień poświęcamy czas (zupełnie nieodtwarzalne aktywo), myślimy i rozwiązujemy nie te problemy co trzeba, nie w tej skali i nie z tej perspektywy co trzeba. Dlatego też tak istotna jest wiedza praktyczna, obcowanie ze światem, z ludźmi, szerokie kontakty, wymiana doświadczeń, podróże, relacje międzynarodowe etc. Jeśli z kolei chodzi o wykształcenie formalne to za mało uwagi poświęca się nauce matematyki, fizyki, biologii, chemii i przedmiotom pochodnym - a przecież to prawdopodobnie w life science, biotechnologii, farmacji, robotyce będzie najwięcej innowacji w nadchodzących dziesięcioleciach. Jako jedną z moich ulubionych inicjatyw w tym zakresie mogę podać bardzo ciekawy przykład firmy/przedsięwzięcia o nazwie "Robo-camp". Są to zajęcia na których dzieci w wieku przedszkolnym uczą się programowania robotów - sprawa moim zdaniem genialna!
Kolejna rzecz niezbędna do sprawnego rozwoju innowacji to rozwinięty rynek finansowy, który będzie umożliwiał opracowywanie, wdrażanie, skalowanie innowacyjnych projektów. Absolutnie nie mam tutaj na myśli finansowania z dotacji UE czy państwowych, mam na myśli zdrowy rynek finansowy, finansowanie innowacji przez prywatne firmy i niezbędny do tego wysoki poziom zaufania. Moim zdaniem tego w Polsce nie ma. Sam Watson oprócz Wallmartu „stworzył" miasto z największą liczbą milionerów na metr kwadratowy, bo kiedyś na początku budowania swojego imperium zwrócił się z prośbą/propozycją inwestycji do najbliższych sąsiadów. Gdyby mieszkał na Warszawskim Mokotowie prawdopodobnie nie powstałby Wallmart bo nie zebrałby w ten sposób żadnych funduszy. Jednym z największych wynalazków w historii ekonomii, rozwoju gospodarki, biznesu, rynków finansowych jest i będzie moim zdaniem "spółka" (polecam "The Company" by XX lub "Company of strangers" by XX). To właśnie mechanizm "spółki" pozwala wdrażać i finansować najróżniejsze przedsięwzięcia w tym te najbardziej ryzykowne i najbardziej innowacyjne. Jest w sumie rzeczą dość niezwykłą, że urzędnik z Australii może zainwestować w spółkę w Polsce, a chiński przedsiębiorca w spółkę w USA.