Barack Obama przedstawił projekt nowego podatku dla najbogatszych. Zostanie on zapewne nazwany, od nazwiska jednego z jego czołowych propagatorów, podatkiem Buffetta. Amerykański miliarder i inwestycyjny guru od lat wzywa bowiem do zwiększenia obciążeń podatkowych dla najbogatszych w USA. Powtarzana jest jego wypowiedź sprzed czterech lat, kiedy argumentował, że wysoce niesprawiedliwe jest, iż jego pracownicy biurowi płacą ponad 30-proc. podatek, a on odprowadza od swoich olbrzymich dochodów jedynie 17,7 proc.
Uzasadnienie, które wielu powtarza za Warrenem Buffettem, jest nieprawdziwe. Jak podaje Congresional Budget Office (najnowsze dane za 2007 r.), najbogatszy 1 proc. Amerykanów płacił od dochodów średnio 29,5 proc. podatków federalnych, a najbiedniejsze 20 proc. społeczeństwa jedynie 4 proc.
Prawdziwą skalę redystrybucji dochodu w społeczeństwie USA pokazuje dopiero porównanie wkładu bogatych i biednych do federalnego budżetu. Najbogatsze 20 proc. społeczeństwa odpowiada za 69 proc. wpływów podatkowych, a najbiedniejsze 20 proc. za jedynie 0,8 proc. Co więcej, wkład najbogatszych jest największy w historii – w 1979 roku na przykład wynosił 56,4 proc.
Buffett dla zyskania aprobaty opinii publicznej dla swoich egalitarnych postulatów celowo niedoszacowuje nałożonych na niego podatków. Argumentując, że płaci jedynie 15-proc. podatek od dywidend, udaje, iż zapomina o 35-proc. podatku CIT, który płacą w USA korporacje. Podwójne opodatkowanie powoduje, że od każdego zarobionego przez spółkę dolara akcjonariusze płacą de facto 45 proc. podatku.
To podatek od osób prawnych, zdaniem OECD najbardziej szkodliwy dla wzrostu gospodarczego, powinien być zmieniony w pierwszej kolejności. USA zajmują niechlubną drugą pozycję pod względem wysokości tego podatku wśród krajów rozwiniętych. Interesującą propozycję radykalnej zmiany przedstawił niedawno na łamach „New York Times" drugi najczęściej cytowany żyjący ekonomista Robert Barro. Zaproponował on zniesienie CIT i zastąpienie go niskim, 10-proc. podatkiem VAT. To dałoby mocny impuls przedsiębiorcom, czyniąc też krok w stronę wyjścia z trudności budżetowych. Niestety, zapewne nie zyska poparcia tak wśród opowiadających się za większą redystrybucją demokratów, jak i u konserwatystów, którzy się obawiają, że VAT stanie się zbyt łatwym źródłem dochodów dla rządu.