Zmiękczanie rządowego projektu reformy emerytalnej

Jeśli zezwolimy ludziom przechodzić na emerytury minimalne po 35 – 40 latach pracy, powstanie grupa niezadowolonych, uważających, że państwo ich okradło

Publikacja: 15.03.2012 00:05

Zmiękczanie rządowego projektu reformy emerytalnej

Foto: Fotorzepa, Kar Karol Zienkiewicz

Premier Donald Tusk zadeklarował, że w ciągu dwóch tygodni rząd przedstawi ostateczną wersję projektu reformy emerytalnej. Tydzień już minął. I na razie widać tylko tyle, że projekt tak się będzie mieć do pierwowzoru jak zając do niedźwiedzia.

Trwa bowiem rozmywanie zasady podwyższania wieku emerytalnego. Premier już oświadczył, że „jesteśmy bliscy takiego rozwiązania, w którym osoby, które utracą pracę i nie będą mogły jej znaleźć, a wypracowały w swoim życiu kapitał, który wystarcza do wypłacenia np. emerytury minimalnej, miały możliwość wyboru". A jeszcze 24 lutego słusznie twierdził, że „dobrowolność w sprawie emerytur oznaczałaby ruinę systemu".

Ruina systemu to łagodnie powiedziane. Jeśli zezwolimy ludziom przechodzić na emerytury minimalne (przypomnę, że obecnie jest to 799,18 zł brutto, czyli 701,68 zł netto) po 40 latach pracy (mężczyźni) lub 35 latach (kobiety), powstanie grupa niezadowolonych, uważających, że państwo ich okradło. Ludzie ci będą wywierali stałą presję na rozwiązania egalitaryzujące system emerytalny, przy których kwotowa waloryzacja świadczeń wydawać się będzie „krwawym liberalizmem".

Gdy projekt rządowy w okrojonej postaci trafi do Sejmu, będą naciski na dalsze zmiękczanie go. Tymczasem koalicja rządząca ma już tylko trzy głosy przewagi nad opozycją, PSL zgłasza własne pomysły, a na temat poglądów ekonomicznych Janusza Palikota spór wiodą najtężsi jasnowidze. Nawet w samej Platformie pojawiają się głosy nawołujące do wyhamowywania zapałów reformatorskich. W takiej sytuacji trudno optymistycznie oceniać szanse na zmiany.

Przykładem wezwań do hamowania reformy może być artykuł Rafała Grupińskiego „Niecała reforma od razu", opublikowany w „Rzeczpospolitej" 6 marca. Prominentny polityk Platformy twierdzi, że „konieczne do przeprowadzenia reformy trzeba rozłożyć na bardzo długi okres. To nie może być gwałtowna zmiana, gdyż dzisiejsza sytuacja demograficzna takiej rewolucji nie wymaga".

Twierdzenie takie może budzić wątpliwości, skoro wydatki na emerytury pochłaniają jedną trzecią budżetu. Za to w osłupienie wprawia informacja, że „obecnie na jednego emeryta przypada prawie pięć osób pracujących. Za niespełna 30 lat będzie to już tylko 2,5 pracującego". Takiego błędu nie powinien popełnić nawet historyk literatury niechętny wiedzy ekonomicznej.

W Polsce mamy 9,3 mln emerytów i rencistów. Żeby to wiedzieć, nie trzeba studiować Małego Rocznika Statystycznego ani wchodzić na stronę internetową GUS. Wystarczy przejść się po ulicach. Gdybyśmy owe 9,3 mln emerytów pomnożyli przez pięć (wyjdzie 46,5 mln) i uznali, że są to pracujący, to po dodaniu niewinnych pacholąt i osób niepracujących otrzymalibyśmy naprawdę duży potencjał ludnościowy.

No tak. W ostatnim czasie obśmiewałem: Waldemara Pawlaka, który wyliczał, że 120 zł składki wystarcza na emeryturę w wysokości 1200 zł, a później stwierdził, że żadna składka nie wystarczy na minimalną emeryturę; Leszka Millera, który nie wie, co oznacza przeciętne dalsze trwanie życia i przez ile lat weteran pracy pobiera emeryturę; polityków PiS nawołujących do wprowadzenia „systemu kanadyjskiego", ale chyba nie bardzo orientujących się, gdzie leży Kanada.

Dziś do tej listy dopisuję Rafała Grupińskiego, dla którego 50 mln osób więcej czy mniej nie stanowi różnicy. A wszystkie te osoby biorą udział w uchwalaniu nowej ustawy emerytalnej.

Premier Donald Tusk zadeklarował, że w ciągu dwóch tygodni rząd przedstawi ostateczną wersję projektu reformy emerytalnej. Tydzień już minął. I na razie widać tylko tyle, że projekt tak się będzie mieć do pierwowzoru jak zając do niedźwiedzia.

Trwa bowiem rozmywanie zasady podwyższania wieku emerytalnego. Premier już oświadczył, że „jesteśmy bliscy takiego rozwiązania, w którym osoby, które utracą pracę i nie będą mogły jej znaleźć, a wypracowały w swoim życiu kapitał, który wystarcza do wypłacenia np. emerytury minimalnej, miały możliwość wyboru". A jeszcze 24 lutego słusznie twierdził, że „dobrowolność w sprawie emerytur oznaczałaby ruinę systemu".

Pozostało 80% artykułu
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację