Jak wynika z opublikowanego na Ekonomia24.pl artykułu w tym roku na całym świecie sprzedanych zostanie 100 mln telefonów komórkowych wyposażonych w tzw. moduły NFC, które mają takie same możliwości, jak coraz popularniejsze zbliżeniowe karty płatnicze, i które mogłyby z nimi rywalizować. Czy taka podaż telefonów z NFC ożywi rynek mobilnych płatności? Poważnie wątpię.
Telefony, jako narzędzie płatnicze mają pewne przewagi nad plastikowymi kartami, choćby dlatego, że skutecznie zastępują bilon i pozwalają realizować drobne płatności. To jednak za mało, aby całkowicie zastąpić karty, którymi regulujemy zwykle wyższe należności, niż za bilet autobusowy. Płatnicza funkcja telefonu oznacza dla użytkownika tylko zmniejszenie inwentarza drobiazgów w kieszeni, czy portfelu. To nie wystarczy, od lat przyzwyczajeni do kart gremialnie z nich zrezygnowali na rzecz telefonów.
Kluczem do mobilnych płatności jest współpraca operatorów komórkowych - którzy subsydiują komórki i spinają cały system mobilnych płatności w teleinformatyczną całość - z bankami i organizacjami kart płatniczych - które rządzą rynkiem płatności i kontami bankowymi klientów. Bez ich udziały każdy mobilnych system płatności może działać tylko na zasadzie mobilnej portmonetki, którą trzeba zasilać wcześniej odpowiednią kwotą z konta bankowego. To znacznie obniża wygodę. Wygodne są mobilne płatności prosto z konta, co wymaga kooperacji banków. Dla nich - a także dla Visy i Mastercardu - pojawienie się w całej konfiguracji operatorów komórkowych oznacza tylko, że trzeba się podzielić zyskami. Po co im to?
Kilka lat temu zaistniała szansa, aby w Polsce powstał mocny system mobilnych płatności, który - kto wie - miałby nawet szanse na eksport do innych krajów. W początkowej fazie miał działać z pominięciem banków. Niestety, partykularne interesy operatorów sieci komórkowych uniemożliwiły szeroką adopcję. Przy małejbazie użytkowników i słabym wsparciu trudno było o szeroką rzeszę akceptantów. Bez akceptantów nie było zainteresowania użytkowników. I koło się zamknęło. A myślę, że przy jednomyślnym wsparciu branży komórkowej banki zaczęłyby się jeden po drugim łamać i - może niechętnie - przystępować do systemu i dzielić się zyskami z elektronicznych płatności. Rosła by wygoda korzystania z systemu, więc rosłaby liczba użytkowników. Zarobiliby operatorzy i operator systemu płatności. Pewnego uszczerbku doznałyby banki, a na pewno organizacje kart płatniczych.
To instytucje zasiedziałe i doświadczone na rynku finansów. Mają środki i narzędzie do ukręcenia łba każdemu konkurentowi na wczesnym etapie rozwoju. Nic się na tym rynku nie może się - póki co - wydarzyć bez ich zgody. Niczego nie zmieni fakt, że wszyscy producenci komórek zaczną pchać do telefonów moduły NFC. Zbliżeniowych kart płatniczych jest bardzo dużo na rynku.