Polska w ostatnich 20 latach rozwija się niewątpliwie w dużo bardziej dynamiczny sposób niż olbrzymia większość innych krajów Unii Europejskiej. Czy jednak przysłowiowa już „zielona wyspa” jest dobrym opisem naszej rzeczywistości gospodarczej? Można mieć spore wątpliwości - obecny wzrost gospodarczy w Polsce jest niestety tylko krótkookresową statystyczną iluzją. Bardziej odzwierciedla bieżące przejadanie zasobów, które powinny być zainwestowane lub zaoszczędzone na przyszłość.
Iluzja koniunktury wynika przede wszystkim ze specyficznej nierównowagi demograficznej, - z jednej strony mieliśmy w ostatnich latach do czynienia z apogeum liczby młodych osób urodzonych w warunkach wyżu demograficznego lat 80-tych wchodzących na rynek pracy, a jednocześnie jesteśmy przed kulminacją przechodzenia licznego pokolenia powojennego w wiek emerytalny.
Można więc postawić tezę, że relatywnie dynamiczny wzrost gospodarczy ostatnich lat nie jest zasługą rządowej polityki gospodarczej. Wynika to po prostu ze specyfiki rozłożenia się procesów demograficznych w czasie. Z drugiej strony, wieloletni brak adekwatnych reform w obszarze polityki rodzinnej i emerytalnej będzie w przyszłości stanowić główną barierę rozwojową Polski. Spowoduje pogorszenie i tak negatywnej kondycji finansów publicznych i obniży konkurencyjność polskiej gospodarki, wystawiając ją na coraz większe i częstsze ryzyka zaburzeń o charakterze kryzysowym. Trudności z generowaniem wartości dodanej w gospodarce zderzą się z coraz większym zapotrzebowaniem na różne formy wydatków społecznych, pochłaniającym każde wolne zasoby na wzór czarnej dziury.
Nierównowaga demograficzna
Na rynku pracy jest jeszcze w większości aktywne pokolenie osób powojennego wyżu demograficznego. Z każdym kolejnym rokiem obraz ten będzie ulegał zmianie. W wiek emerytalny w coraz większej liczbie będą przechodzić osoby urodzone przed rokiem 1960. Z drugiej strony na rynek pracy zacznie wchodzić pokolenie z depresji urodzeniowej, która została zapoczątkowana w połowie lat 90tych.
Wraz z narastaniem tego zjawiska zacznie pogłębiać się problem zastępowalności pokoleń oraz konsekwencji tego zjawiska dla systemu emerytalnego. W okresie 2000-2010 liczba osób w wieku produkcyjnym przypadająca na osobę w wieku emerytalnym oscylowała w okolicach 4. Tymczasem już w roku 2015 stosunek ten może spaść poniżej 3,5. Za kolejne 5 lat prognozowany jest dalszy spadek – do poziomu 2,7. Długookresowy trend wskazuje, że po 2035r. możemy się zbliżyć do wartości 2. Co oczywiste starzenie się społeczeństwa i wchodzenie w wiek produkcyjny niżów demograficznych będzie zwiększać obciążenie młodych pokoleń na rzecz starszych.
Deficyt w ZUS
Starzenie się społeczeństwa pociąga za sobą wzrost wydatków państwa na rzecz świadczeń emerytalnych oraz opiekę zdrowotną. Zasoby obecnego podstawowego systemu emerytalnego (ZUS) oraz przewidywane strumienie przyszłych wpłat i wypłat nie gwarantują bilansowania się tego mechanizmu. Równowaga jest trudna do osiągnięcia nawet przy założeniu, że państwo zdecydowałoby się jedynie na powszechną minimalną emeryturę zbliżoną do wysokości minimum socjalnego.
Obecnie system bilansuje się jedynie dzięki znaczącej dotacji budżetu państwa. Roczna dotacja z budżetu państwa do zbilansowania Funduszu Ubezpieczeń Społecznych w ZUS to odpowiednio 33, 30 i 38 mld zł w latach 2008-10. Ile lat jeszcze wytrzyma taka konstrukcja systemu, zważywszy, że w kolejnych latach prognozowane są raczej większe niedobory? W 2008 r. w debacie publicznej w oparciu o analizy ZUS podkreślano, że w latach 2009-2013 zabraknie ok. 158 mld zł (w najbardziej optymistycznym wariancie). Wówczas rząd nie zajął się problemem naprawy bilansowania systemu emerytalnego. Niestety drastyczny spadek pokrycia wydatków dochodami ze składek ma miejsce w okresie ostatnich 4 lat.