Posiedzenie amerykańskiego banku centralnego rozpoczęło się dzisiaj i potrwa do jutra. Zawsze jest pilnie śledzone przez inwestorów, ale tym razem z podwójną uwagą – bo najprawdopodobniej Fed, inaczej niż podczas co najmniej kilku ostatnich spotkań, w końcu może zacząć działać, zamiast tylko czekać i obserwować sytuację.

Bank centralny ma co najmniej trzy powody, aby wkroczyć do akcji. Po pierwsze, dane z amerykańskiej gospodarki nie są ostatnio zbyt budujące i coraz więcej wskazuje na jej ostrzejsze hamowanie. Po drugie, amerykańskie władze monetarne baczą na sytuację w eurolandzie – ostatnio przede wszystkim piętrzenie się kłopotów Hiszpanii. A po trzecie, dobiega końca prowadzona przez Fed tzw. operacja Twist, polegająca na skupowaniu długoterminowego długu za pieniądze ze sprzedaży krótkoterminowych papierów, i wypada ją czymś zastąpić.

Najprostsze rozwiązanie to nowy Twist, czyli przedłużenie wymiany obligacji, prowadzącej do obniżki długoterminowych stóp procentowych. Jednak w ten sposób na rynek nie trafia nowa porcja pieniądza, a to właśnie tego rynki oczekują. Największe apetyty dotyczą tzw. nowej rundy ilościowego luzowania polityki pieniężnej, czyli tzw. QE3. Nic dziwnego – pierwsza z nich wydźwignęła gospodarkę USA z głębokiej recesji, a rynki z głębokiej bessy, a druga pozwoliła uniknąć nowego dołka.

Problem w tym, że gracze mogą się z takimi oczekiwaniami przeliczyć. Jest bowiem także co najmniej kilka powodów, aby Fed QE3 nie uruchamiał. Po pierwsze, gospodarka USA nadal nie jest w aż tak złej sytuacji jak przy poprzednich programach – wszak wciąż się rozwija, a prognoz recesji praktycznie nie ma. Po drugie, uruchomienie QE2 miało związek z chęcią obrony przed zgubną dla gospodarki deflacją – a to na razie także nie jest zagrożeniem.  Po trzecie, oba poprzednie luzowania miały obniżać stopy procentowe (i tym samym koszt kapitału), ale te są już obecnie na tyle niskie – biją historyczne rekordy – że kolejne działania Fedu wiele tu nie pomogą.

Najgorsze dla inwestorów będzie, jeśli Fed postanowi, że i tym razem będzie czekać. A może tak postąpić, by zostawić sobie miejsce na poważniejsze działania dopiero gdy sytuacja się naprawdę zaogni – czyli na przykład dojdzie do Grexitu lub konieczności międzynarodowego wspierania Hiszpanii.