Banki obsługujące znaczącą część polskiego biznesu chcą wiedzieć, jakie postawy dominują wśród prezesów firm w obliczu kryzysu pukającego do drzwi. Odpowiedź wyłaniająca się z badania przeprowadzonego ostatnio przez Homo Homini na zlecenie BRE Banku napawa optymizmem. Firmy odrobiły lekcję ze spowolnienia 2009 roku. Znacznie ostrożniejsze stało się podejście do dźwigni finansowej, kontrola kosztów bardziej skuteczna, a coraz powszechniejsze poszukiwanie nowych źródeł przychodów, zwłaszcza na rynkach zagranicznych. Najważniejsza jest jednak powszechność antycyklicznej postawy polskich menedżerów: jedynie 7 proc. spośród badanych szefów kilkuset przedsiębiorstw różnej wielkości planuje wstrzymanie inwestycji.
Niemal równocześnie wpadły mi w ręce wyniki wielkiego międzynarodowego badania World Management Survey dotyczącego rozpowszechnienia dobrych praktyk zarządzania i ich wpływu na wyniki ekonomiczne przedsiębiorstw oraz wzrost gospodarczy. Przebadano 8000 organizacji (przedsiębiorstw, szkół i szpitali) w 20 krajach, w tym 350 w Polsce, jako jedynym kraju posocjalistycznym. W swoistym rankingu jakości zarządzania Polska znalazła się niemal w połowie stawki – na 12 miejscu. Prowadzą w nim kolejno: USA, Japonia, Niemcy, Szwecja i Kanada, na ostatnich miejscach plasują się: Indie, Chiny, Brazylia, Grecja i Argentyna. Polska wyprzedza Irlandię, Portugalię i Chile, przed nami są Meksyk, Nowa Zelandia i Francja. Można to uznać za sukces, biorąc pod uwagę, że dwadzieścia kilka lat temu wychodziliśmy z realnego socjalizmu w warunkach bankructwa państwa, hiperinflacji i chaosu.
Oba badania wskazują, że Polska dysponuje już pewnym kapitałem jakości zarządzania. Nie wykorzystujemy go jednak równomiernie we wszystkich obszarach życia gospodarczego i społecznego. Wyniki World Management Survey wskazują, że prywatne podmioty zarówno w sektorze przedsiębiorstw, jak i usług społecznych, takich jak edukacja czy służba zdrowia, zarządzane są znacznie lepiej niż państwowe czy kontrolowane przez państwo.
Oznacza to, że wszędzie tam, gdzie nie nastąpiła prywatyzacja, ma miejsce marnotrawstwo zasobów, które spowalnia wzrost gospodarczy i postęp cywilizacyjny. Rzucają się w oczy olbrzymie „rezerwaty" socjalistycznego zarządzania i socjalistycznej kultury organizacyjnej w państwowych molochach, w służbie zdrowia, edukacji, nauce, czy infrastrukturze. Od tempa likwidacji tych pozostałości zależeć będzie w najbliższym czasie wzrost gospodarczy.