Tuż przed Walnym Zgromadzeniem Akcjonariuszy Polskich Linii Lotniczych LOT w ostatni czwartek wprowadzono w trybie pilnym do porządku obrad punkt o zmianach w składzie rady nadzorczej przewoźnika.
Nikogo to nie zaskoczyło, bo i premier Donald Tusk, i minister skarbu Mikołaj Budzanowski nie ukrywali niezadowolenia z pracy rady. Do dzisiaj na przykład nie wiadomo, czy wiedziała ona czy nie o fatalnej sytuacji finansów i nieuchronnym wystąpieniu spółki o pomoc państwową.
W każdym razie oznaczało to, że nie działała kompetentnie. Było więc oczywiste, że miejsce w radzie straci nie tylko jej przewodniczący Wojciech Balczun, ale i członkowie mianowani przez skarb oraz drugiego państwowego udziałowca, TFS Silesia.
Kamil Kamiński, Anna Kowalik, Grzegorz Palmowski oraz Tomasz Siemiątkowski mieli więc stracić i miejsce w radzie, i niemałe pieniądze, które kasują za nadzorowanie LOT.
Tymczasem nic takiego się nie stało. Rada została wzmocniona przez Piotra Osieckiego, pracownika PZU, człowieka specjalizującego się w kolekcjonowaniu miejsc w radach spółek kluczowych dla polskiej gospodarki – banku PKO BP, PKN Orlen oraz GPW.