Eksporterzy i importerzy, aby uniknąć nieprzewidzianych strat z powodu niekorzystnej zmiany kursu walutowego, mogą stosować różnego rodzaju instrumenty zabezpieczające, takie jak kontrakty terminowe forward, opcje walutowe czy swapy walutowe. Mniejsze firmy mogą się chronić przed tym ryzykiem naturalnymi metodami, które polegają na zrównoważeniu kosztów z przychodami w obcej walucie. Na przykład eksporter może zaciągnąć kredyt w tej samej walucie, w której ma wpływy.
Brak ochrony to spekulacja
– Produkty zabezpieczające najczęściej stosują przedsiębiorstwa o rocznych przychodach przekraczających 30 mln zł. Jednak nawet małe i średnie przedsiębiorstwa odnotowują potrzebę zabezpieczania się. Najczęściej stosowanym i powszechnym produktem jest forward. Ten instrument jest postrzegany – nie zawsze słusznie – jako najprostszy i najtańszy. Przedsiębiorcy coraz częściej przekonują się też do zakupu opcji walutowych lub strategii opcyjnych – mówi Maciej Czerwiński, menedżer linii produktowej Pochodne Walutowe w BRE Banku. Według niego na rynku nadal jest spora grupa firm, które nie stosują zabezpieczeń.
Zdaniem eksperta jest to zrozumiałe, ale tylko wtedy, gdy jest to świadomie obrana strategia, bazująca na audycie ryzyka i stwierdzeniu, że są one nieistotne.
– Przedsiębiorstwa, które nie prowadzą polityki zabezpieczeń i nie korzystają z wewnętrznych czy też zewnętrznych narzędzi zabezpieczających, de facto spekulują, wystawiając się na łaskę i niełaskę ryzyka walutowego – uważa Maciej Czerwiński.
Ryzyko eksportera
Według szacunków specjalistów przed ryzykiem walutowym w Polsce aktywnie zabezpiecza się 30–40 proc. eksporterów oraz około 20 proc. importerów.