Ekonomiści i ludzie biznesu muszą poświęcać więcej wysiłku, aby zrozumieć dynamikę tej dwuczłonowej całości: gospodarka – polityka. Sprawa staje się o tyle skomplikowana, że zaczynamy wkraczać na nieznany teren postpolityki, która rządzi się odmiennymi prawidłami niż tradycyjne demokracje lub – jak je nazywają krytycy – partiokracje.
Obiecującej (choć nieco hermetycznej) propozycji wyjaśnienia tych zjawisk dostarcza koncepcja polityki populistycznej brytyjskiego politologa rodem z Argentyny Ernesto Laclaua, zawarta w jego książce „Rozum populistyczny". Populistyczna polityka zbudowana jest na emocjach takich jak oburzenie, protest, odraza czy nawet nienawiść. Oznacza to, że kieruje się logiką odmienną od potocznie uznawanej za racjonalną. I tak na niewiele zda się przekonywanie Francuzów czy Włochów, że nie mogą konsumować więcej, pracując coraz mniej. Podobnie racjonalny na pozór wywód, że nieumiarkowane podnoszenie wydatków socjalnych doprowadzi do nałożenia podatku inflacyjnego, który najsilniej uderzy w beneficjentów tych wydatków, zostanie odrzucony na gruncie czysto emocjonalnym. Emocjonalnej niechęci do wszelkiej prywatyzacji, a zwłaszcza do prywatyzacji usług publicznych takich jak edukacja czy służba zdrowia, nie przełamią argumenty na temat efektywności gospodarowania i architektury rozwiązań mieszanych. W polityce populistycznej niemało jest także elementów racjonalnych opartych na emocjonalnie amplifikowanych obserwacjach rzeczywistych patologii, takich jak nieefektywność i bezduszność administracji, dysfunkcjonalność prawa, korupcja i nadużycia.
Populacje oburzonych są wysoce niejednorodne. Składają się z grup i grupek, dla których przedmiotem oburzenia są zupełnie różne sprawy – od zanieczyszczenia środowiska po dyskryminację mężczyzn w procesach rozwodowych. Elementem konstytuującym staje się zdolność do współdziałania tych grup. Ważną rolę odgrywają tu technologie informacyjne. Kluczowe znaczenie posiadają wspólne postulaty, które stają się symbolami, np. zmiana systemu politycznego.
Ruchy populistyczne mają ciągle ograniczony zasięg społeczny i odmawiają udziału w polityce takiej, jaką ona jest dzisiaj. Ich przyszłość zależy od rozmiarów obiektywnej pożywki oburzenia i od siły pragmatycznie myślącej klasy średniej.
Andrzej K. Koźmiński prezydent Akademii Leona Koźmińskiego