I okazało się , iż w tych ostatnich przeciętna miesięczna pensja brutto członka zarządu wynosi ok. 53 tys. zł. Nie są to najwyższe pensje w szeroko rozumianym sektorze finansowym, bowiem przeciętne pensje członków zarządów banków notowanych na GPW wynoszą więcej, a prezesi mieszczą się na przeciętnym miesięcznym poziomie powyżej 100 tys. zł.
Z reguly członkowie zarządów spółek giełdowych zarabiają dobrze i bardzo dobrze, co - i słusznie - nie spotyka się z nadmierną krytyką czy też niechęcią.
Co innego pensje polityków! Uposażenie naszego prezydenta to „nędzne" ok. 25-30 tys. zł miesięcznie, premier zarabia ok. 20 tys. zł brutto, a szefowie resortów zaledwie 14 tys. Poslowie z kolei średnio 9,8 tys. zł, a jeśli pełnią funkcje w komisjach to dodatkowo od 10 do 20 proc. podstawowego uposażenia.
Na tle innych krajów płacimy naszym „wybrańcom narodu" wyjatkowo skromnie, co być może powoduje, iż w powszechnej opinii publicznej nie jesteśmy z nich zadowoleni, czego dowodem są niskie oceny Polaków tak Sejmu jak i kolejnych rządów.
Kiedyś, a było to z 50 a może i 100 lat temu, najstarszy szlachecki lub chłopski syn z reguły zostawał na gospodarce, a młodsi bracia, w zalezności od potencjału intelektualnego, lądowali bądż w wojsku bądź też w kościele. Dzisiaj jak się wydaje, kariera wojskowa przestała być atrakcyjna, praca na gospodarstwie też nie cieszy się zbytnim zainteresowaniem, więc zostaje kariera w kościele, stan nauczycielski (ciągle zawód prestiżowy szczególnie w mniejszych ośrodkach) posada w administracji oraz polityka. W polityce, szczególnie wśród zwolenników jednej z partii, upatruje się możliwości awansu tak społecznego jak i materialnego, i to bez względu na potencjał intelektualny.