Felieton Michała ?Zielińskiego

Jak wszyscy czekałem na długi weekend. Po zimie, podczas której mieliśmy mniej dni słonecznych niż Grenlandia, pławiłem się w słodkich marzeniach o radosnych promieniach rozkosznie muskających moje zmarznięte ciało

Publikacja: 09.05.2013 02:06

Felieton Michała ?Zielińskiego

Foto: Fotorzepa, Ewa Zienkiewicz

Atmosferę podgrzewały prognozy, wedle których Święto Pracy miało być uczczone 30 stopniami w skali Celsjusza. Co było 1 Maja, wszyscy wiedzą. Na pociechę meteorologowie mieli dla nas informację, że nie tylko w Hiszpanii, ale także na Balearach spadł śnieg. Zamknięty w domu z powodu aury miałem czas, aby pomyśleć o sprawach abstrakcyjnych, takich jak globalne ocieplenie. W pamięci miałem informację sprzed kilku lat, że w Polsce będą dojrzewać cytryny i pomarańcze, ale niestety nasz kraj zestepowieje, a wzbierający Bałtyk zaleje rodzinny dom premiera Tuska.

Teorie mają to do siebie, że dobrze jest konfrontować je z rzeczywistością. A przeprowadzona przeze mnie konfrontacja nie wypadła dobrze.

Koło mnie nijak ocieplić się nie chce, a przecież powinno, bo skoro ocieplenie jest globalne, to mam prawo się go spodziewać także w Pułtusku, Chrzanowie i bliskim memu sercu Wojciechowie. Nie do końca przekonuje mnie nowa teoria,  że przejawem globalnego ocieplenia jest przyrost lodu w Arktyce i spadek temperatury w Polsce.

Natomiast dotarła do mnie informacja, że w ciągu ostatnich dziesięciu lat średnia temperatura na ziemi spadła. Mam oczywiście świadomość, że nikt przy zdrowych zmysłach nie potrafi odpowiedzieć na pytanie, ile wynosi owa średnia temperatura i jak ją wyliczyć na podstawie setek tysięcy wskazań stacji meteorologicznych (notabene większość owych stacji ulokowanych jest w miastach, a tam rzeczywiście temperatura rośnie). I ta świadomość każe mi stwierdzić, że teoria uznająca globalne ocieplenie za skutek, działalność gospodarczą – za przyczynę, a  zmniejszenie produkcji energii – za lekarstwo, jest, delikatnie mówiąc, słabo udokumentowana.

Dlaczego tak się pieklę? Przecież na teorie słabo poparte dowodami mogę natknąć się codziennie bez wychodzenia z domu i narażenia na rozpylanie sztucznej mgły.

Wyjaśniam: bo tym razem chodzi o moje pieniądze. W 2009 roku Komisja Europejska przyjęła białą księgę zatytułowaną „Adaptacja do zmian klimatu: Europejskie ramy działania", COM (2009) 147. Owo opracowanie, SPA 2020, wytyczyło kierunki działania dla wszystkich. Dla energetyki, gospodarki wodnej, rolnictwa, leśnictwa, różnorodności biologicznej i obszarów Natura 2000, dla zdrowia, budownictwa, transportu, obszarów górskich, stref wybrzeża, gospodarki przestrzennej i obszarów zurbanizowanych.

Nie skłamię, jeżeli powiem, że nie było w historii gospodarki równie rozległego planu. Zarówno w ujęciu podmiotowym (28 państw, ponad pół miliarda ludności i jedna piąta światowego PKB), jak i przedmiotowym (praktycznie cała gospodarka). Nie było także planu w równie dużym stopniu nakazowego. Nasz plan sześcioletni przy planie Komisji Europejskiej to betka. Nie trzeba chyba dodawać, że koszty też są wysokie jak nigdy. Przypomnijmy, że adaptacja do zmian klimatu samą Polskę ma kosztować 80 mld zł, z czego na mnie przypada ponad 2 tys. zł.

Trudno, stać mnie, dałbym te pieniądze. Powstrzymuje mnie jednak świadomość, że realizacja polityki klimatycznej oznacza spadek konkurencyjności gospodarki europejskiej, obniżenie – i tak zerowego – tempa wzrostu i zwiększenie bezrobocia. Jest samobójstwem gospodarczym popełnianym najgłupiej, bo w imię zadekretowanej przed laty ideologii. A ponieważ już kiedyś gnębiono mnie ideologicznie, uważam, że wystarczy.

Atmosferę podgrzewały prognozy, wedle których Święto Pracy miało być uczczone 30 stopniami w skali Celsjusza. Co było 1 Maja, wszyscy wiedzą. Na pociechę meteorologowie mieli dla nas informację, że nie tylko w Hiszpanii, ale także na Balearach spadł śnieg. Zamknięty w domu z powodu aury miałem czas, aby pomyśleć o sprawach abstrakcyjnych, takich jak globalne ocieplenie. W pamięci miałem informację sprzed kilku lat, że w Polsce będą dojrzewać cytryny i pomarańcze, ale niestety nasz kraj zestepowieje, a wzbierający Bałtyk zaleje rodzinny dom premiera Tuska.

Pozostało 82% artykułu
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację