To prawda, Europa stała się chorym człowiekiem światowej gospodarki, ale wcześniej, czy później z tych kłopotów wyjdzie. Na jak długo? Pewnie do kolejnej recesji.
Światowych inwestorów, którzy do europejskich przepychanek przyzwyczaili się w ostatnich latach, tak naprawdę niepokoi fakt chińskiego spowolnienia i spowodowany tym dołek na rynkach surowcowych. To, co zawsze wydawało się doskonałą lokatą kapitału, nagle przestało być atrakcyjne. Wyhamowanie chińskiego wzrostu jest faktem. Tak samo, jak spadek cen metali przemysłowych i ropy naftowej. W ankietach przeprowadzanych wśród zarządzających wielkim kapitałem rośnie obawa przed ryzykiem chińskim, zaś zagrożenie wynikające z fatalnej kondycji gospodarki europejskiej, chociaż pozostaje największym kłopotem, to jednak jest wymieniane coraz rzadziej.
Dzisiaj też tak naprawdę nie wiadomo, co oznacza nagły wyskok wzrostu w Japonii. Zapewne po ogłoszeniu fantastycznych wyników za I kwartał 2013 o wzroście w wysokości 3,5 proc. PKB, jakiego Japończycy nie widzieli od dawna, na wschodzie będzie euforia. Tyle, że utrzymanie dziesiejszego kursu jena na poziomie powyżej 100 za dolara jest zbyt kosztowne na dłuższą metę. Nie mówiąc już o tym, że Japonia nie jest w stanie rozwijać się bez bardzo silnej i szybko rosnącej gospodarki chińskiej. Tymczasem chińscy przywódcy nie ukrywają, że nie planują żadnych nowych środków pobudzających wzrost.
Oczywiście można argumentować, że wzrost nawet tylko na poziomie niewiele ponad 6 procent dla Kraju Środka nie jest nieszczęściem, że konsumenci ruszą na zakupy i wreszcie chiński PKB zacznie rosnąć nie tylko dzięki eksportowi i inwestycjom, jak to było dotychczas, ale również i dzięki popytowi wewnętrznemy. A więc powstanie potencjał na eksport do tego kraju. To wszystko prawda, tyle, że znów obciążona ogromnym ryzykiem.
W tej sytuacji Europejski Bank Centralny nie ma innego wyjścia, jak nadal pobudzać gospodarkę. Jak może to zrobić? Tak, jak robią to Japończycy. Oczywiście drukując pieniądze, czyli obniżając kurs euro. Taki wariant ratunkowy także dla Europy wymieniany jest dzisiaj przez co trzeciego inwestora na świecie. Czy się sprawdzi? Pewnie, tak jak w przypadku Japonii, przynajmniej na krótką metę: tak. Ale co będzie, kiedy do podobnego wniosku dojdą Chińczycy, dla których osłabienie renminbi nie jest żadnym problemem ?