Prof. Maciej Kaliski, szef górniczego departamentu w resorcie gospodarki uspokaja, że z górnictwem węgla kamiennego nie jest aż tak źle, jak mogłoby się wydawać. Ale nie jest też wcale dobrze – w końcu szklanka może być do połowy pusta, albo do połowy pełna.
Branża czarnego złota, pozostająca w większości pod państwową kontrolą, ma trudne miesiące. Zwały węgla w kopalniach to nadal 8 mln ton, zapasy elektrowni to 7 mln ton, w efekcie presja na obniżkę cen jest wyjątkowo silna. A koszty w górnictwie w dużej mierze są stałe – i tak koło się nam zamyka. Kopalnie tną inwestycję, to odbija się na sytuacji producentów maszyn, którzy szukają szczęścia za granicą... i tak dalej, i tak dalej. Dobrze, że przynajmniej związkowcy nie walczą o takie podwyżki, jak to zwykle mieli w zwyczaju.
No i co teraz?
Wiceminister gospodarki Tomasz Tomczykiewicz mówi o zamykaniu nierentownych kopalń, Śląsk się buntuje, zarządy firm węglowych przekonują, że jak zamykać, to tylko, gdy skończy się złoże, a do tego dochodzi wypowiedź wicepremiera i ministra gospodarki Janusza Piechocińskiego: „Należy robić wszystko, aby także w górnictwie węglowym, tak jak w innych dziedzinach gospodarki była wysoka produktywność, wysoka efektywność, oczywiście przy chronieniu racjonalności w zatrudnieniu". Gdzie tu jest ekonomia? – zastanawiają się analitycy i wskazują, że np. Kompania Węglowa mająca w grupie zarówno bardzo perspektywiczne kopalnie (Piast czy Ziemowit), jak i słabsze (np. Halemba) może mieć problem ze znalezieniem chętnych na zakup jej akcji – a debiutować ma podobno w 2014 r. (co jest mało prawdopodobne, jeśli na przyszły rok z kolei przesunie się debiut Węglokoksu, a taką możliwość potwierdził „Rz" jego prezes, Jerzy Podsiadło). I zastanawiają się, jak długo dobre zakłady będą utrzymywać te nierentowne. I po co – dla idei? Bo mówienie o miejscach pracy nie ma tu do końca zastosowania (zwłaszcza, że w górnictwie jest przerost zatrudnienia – zwłaszcza na ziemi, a nie pod nią), bo górnicy dołowi spokojnie mogliby zostać przesunięci do innych kopalń. A jak koszt wydobycia tony węgla wynosi średnio 319 zł za tonę, to jak ten surowiec ma konkurować z zagranicznym, którego cena zamyka się w 100 dol.?
Górnictwo jest nam potrzebne. Węgiel jest nam potrzebny – i to najlepiej nasz, a nie importowany, skoro mamy swój. Ale potrzebna jest nam też logika i decyzje, które pozwolą rozwijać, a nie zwijać branżę czarnego złota.