To nie żart. Oto passus, jaki znalazłem w najnowszym raporcie banku Goldman Sachs z prognozami dla krajów naszego regionu: „Polskę czekają w latach 2014-2015 cztery cykle wyborów (do europarlamentu, samorządowe, prezydenckie i parlamentarne). Rządząca koalicja przegrywa w sondażach, co zwiększa ryzyko, że agenda reform strukturalnych zostanie rozwodniona, zagrażając długoterminowej stabilizacji finansów publicznych".
Przyznaję, że można to rozumieć w dwójnasób. Autorzy raportu mogą się obawiać, że widmo przegranych wyborów skłoni rządzącą koalicję do większego rozdawnictwa, aby wkupić się w łaski wyborców, zwłaszcza że pozwoli na to krótkoterminowa poprawa wskaźników budżetowych dzięki pieniądzom z OFE. W świetle alternatywnej egzegezy, rząd Tuska jawi się jako gwarant ciągłości reform, od których zależy długoterminowa stabilność polskich finansów publicznych.
Tak czy inaczej, ekonomiści Goldmana Sachsa zakładają, że rządząca koalicja ma jakąś „agendę reform strukturalnych". Inaczej nie mogłaby jej przecież porzucić na potrzeby zbliżających się wyborów, ani też nie byłoby ryzyka, że odstąpią od niej zwycięzcy tych wyborów.
Szkoda, że nie wyliczyli, co się na tę agendę składa. Być może byłaby to dla rządu jakaś podpowiedź. Mi o żadnym planie „strukturalnych reform", który jakoby posiada koalicja PO-PSL, nic nie wiadomo. Bo przecież ekonomiści tak szacownej instytucji nie mogą mieć na myśli zmian w OFE, które w najlepszym przypadku kupią rządowi czas na reformy strukturalne, ale najprawdopodobniej zapewnią mu komfort ich nie podejmowania.
Chociaż z drugiej strony, dlaczego nie? Agencje ratingowe także nie oceniają zmian w polskim systemie emerytalnym źle. Ba, chwalą je za to, że w krótkim terminie obniżą deficyt budżetowy i dług publiczny. A przecież jest to tylko księgowa sztuczka, bazująca na tym, że obligacje skarbowe zaliczają się do długu publicznego, a zobowiązania ZUS nie. A jest tak dlatego, że te ostatnie nie mają gwarancji, którymi cieszą się obligacje.