Część z nich zgłosiła propozycję, by porzucić plany budowy w Polsce elektrowni atomowej, a przeznaczone na nią miliardy wydać na rozwój zielonej energii. Postulat ten może stać się częścią programu partii, jeśli zostanie przegłosowany na kolejnym posiedzeniu Rady Naczelnej.
Stawia to w mocno niezręcznej sytuacji Janusza Piechocińskiego, prezesa PSL, a zarazem ministra gospodarki odpowiedzialnego za strategię energetyczną państwa i wicepremiera rządu planującego budowę pierwszej polskiej „jądrówki". Minister, pytany wczoraj o plany swoich partyjnych kolegów, kluczył. – Czy jakakolwiek partia nie może dyskutować, jakie mogą być elementy miksu energetycznego Polski? Demokratyczna partia, jaką jest PSL, tym bardziej zachęca nas, byśmy dyskutowali – mówił zmieszany. Wyraźnie atomowa dyskusja we własnych szeregach mu nie w smak.
Jeszcze miesiąc wcześniej zapewniał przecież, że „najdalej w 2030 roku 10 proc. energii w kraju pochodziło z elektrowni atomowej". Jego ministerstwo ma w ciągu kilku miesięcy opracować Politykę Energetyczną do 2050 roku. Trudno będzie to zrobić w spokoju i bez emocji, skoro energetyka staje się tematem rozpoczynającego się sezonu wyborczego.
PiS i SLD już domagają się referendum w sprawie elektrowni jądrowej. Twój Ruch jest przeciwny jej budowie. I tylko PO zdecydowanie za. Tyle że projekt wpadł w poślizg. A opóźnienie kosztuje.
Nie tylko w kategoriach ekonomicznych, ale i politycznych.