Reklama
Rozwiń

Rozwijamy się za wolno

Rząd powinien przygotować strategię wzmacniającą rozwój – mówi przewodniczący Rady Gospodarczej przy Premierze.

Aktualizacja: 02.01.2015 08:16 Publikacja: 02.01.2015 05:42

Janusz Lewandowski

Janusz Lewandowski

Foto: Fotorzepa/Robert Gardziński

Rz: Jakie są najważniejsze zadania dla rządu jeszcze w 2015 r. Roku wyborczym?

Przede wszystkim chronić stabilność gospodarczą Polski przed zewnętrznymi zagrożeniami. W naszym otoczeniu narastają ryzyka, które są natury politycznej i geopolitycznej, ale podcinają perspektywę kruchego ożywienia strefy euro i mogą dotknąć naszą gospodarkę. Oprócz Ukrainy, związanych z tym konfliktem sankcji oraz kryzysowej spirali w Rosji, mamy Syrię i terroryzm, a także zagrożenie wirusem ebola. Jak by tego było mało, poważne niewiadome kryją się w kalendarzu politycznym na rok 2015. Jeśli w Grecji wygra skrajnie populistyczna partia Syriza i „sponsorzy" zniechęcą się do dalszej pomocy, to Grecja znowu może objawić się jako najbardziej chory członek UE. Podobne ryzyko niosą wybory w Hiszpanii, jeśli nagrodzą populistów z Podemos. Paraliż reformatorski we Włoszech i sytuacja polityczna w Francji zapowiadają trudne starcie z Brukselą w kwestii przestrzegania nowych unijnych reguł finansowych. Dodajmy wybory w Wlk. Brytanii, które będą napędzały antyeuropejskie nastroje i wyłania się niepokojąca panorama polityczna tego roku. Inwestorzy mogą nabrać jeszcze większej awersji do ryzyka, a w skrajnym przypadku mogą na nowo rozchwiać rynki finansowe.

Jak mamy chronić się przed tymi ryzykami, przecież rząd nie wpłynie na wynik wyborów w Grecji?

Kapitan odpowiada za statek, a nie za fale. A że fale, wokół Polski będą wzburzone, musi postarać się dość pewnie prowadzić statek. Dla mniej bardzo ważne jest, by minister finansów Mateusz Szczurek wyprowadził Polskę z procedury nadmiernego deficytu. Byłoby to świadectwo zdrowia finansów publicznych i zewnętrznym sygnałem naszej stabilności gospodarczej, co wraz z optymizmem konsumpcyjnym Polaków, byłoby tarczą chroniącą nas przed zewnętrznymi zawirowaniami.

Optymizm konsumpcyjny Polaków?

Tak, to polski fenomen. Na tle stagnacyjnych nastrojów w Europie, wręcz czarnowidztwa, w Polsce udało się pobudzić gospodarkę przez popyt wewnętrzny. Polacy, niezależnie czy rząd jest dobry czy zły, w 2014 r. konsumowali, przez co deflacyjny trend w zakresie paliw i żywności nie rodzi takich zagrożeń, jak widmo deflacji w strefie euro. Stąd też mój optymizm noworoczny. Dla finansów publicznych wzrost oparty na popycie wewnętrznym jest korzystny, bo zwiększa dochody budżetu z VAT, w odwrotności do sytuacji, gdy wzrost opiera się na eksporcie. Istnieją więc realne przesłanki, by w 2015 r. udowodnić polską stabilność na poziomie ponad 3 proc. wzrostu, przy zrównoważonych finansach publicznych.

Czyli rząd nie musi nic robić, wszystko załatwią konsumenci?

Jeśli pani pyta o jakieś rewolucyjne posunięcia, to nie spodziewałbym się reformatorskich fajerwerków w 2015 r. Nawet Leszek Balcerowicz, zagorzały krytyk nieśmiałości reformatorskiej rządu, jest świadomy, że przez 11 miesięcy, w sezonie wyborczym, nie specjalnie można zreformować Polskę. Ale i tak jest mnóstwo poważnych wyzwań, którym trzeba szybko stawić czoło.

Na przykład zapaść w górnictwie?

Już w styczniu poznamy program restrukturyzacji tego sektora. Jego realizacje nie będzie łatwym przedsięwzięciem w konfrontacji z siłą związków zawodowych. Inaczej zostanie odebrany na Śląsku, inaczej przez tych, co zachęcają do szybkiej rozprawy z nierentownymi kopalniami, a jeszcze inaczej w Brukseli, która śledzi wielkie programy sektorowe, co przerabialiśmy w przemyśle stoczniowym. Z kolei przed marcem zostanie ogłoszona unia energetyczna w powiązaniu z uszczegółowionymi zobowiązaniami pakietu klimatycznego, której implikacje dla polskiej energetyki nie są jeszcze do końca rozpoznane. Na pewno jako przewodniczący Rady chciałbym nawiązać kontakt z panią minister infrastruktury i rozwoju Marią Wasiak, co do strategicznych kierunków unijnych programów...

Unijne pieniądze nie są receptą na wszystkie polskie bolączki, to tylko jakieś 2 proc. naszych inwestycji.

Ale dla publicznych przedsięwzięć to najistotniejsze pieniądze. I tak jak trener Adam Nawałka jest selekcjonerem polskiej drużyny piłkarskiej, tak rząd musi być surowym selekcjonerem najlepszych inwestycji, które mogą ruszyć już w 2015 r. To pokaże, w jakim kierunku rozwoju cywilizacyjnego idziemy, ile pieniędzy w inwestycje infrastrukturalne, a ile na pobudzenie polskiej innowacji.

A pan w jaki kierunku by szedł?

Pod względem inwestycji infrastrukturalnych broniłbym nadal betonu, czyli dróg. Byliśmy z Komisją Europejską w silnym sporze w tym zakresie, bo mówiąc kolokwialnie, Bruksela jeżdżąc po naszych autostradach doszła do wniosku, że Polska jest już drogowo wybudowana, a to przecież nieprawda, to ciągle praca w toku. Nie można całych pieniędzy na infrastrukturę przekierować na szerokopasmowy Internet czy trakcje kolejowe, postrzegane tam jako skansen, do czego chciano nas przymusić. W programach przeznaczonych na wsparcie badań i nauki, trzeba z kolei powiązać pieniądze z komercjalizacją badań, to znaczy kierować je do tych uczelni, które pracują z innowacyjnym biznesem. To są bardzo ważne wybory strategiczne, być może już ostatnie zresztą.

Wspomniał pan, że rząd musi pilnować finansów publicznych. Ale wydaje się, że są one stosunkowo bezpieczne.

Rzeczywiście budżet na przyszły rok jest ostrożny, zważywszy na wykonanie w 2014, gdy dziura budżetowa okazała się o 17 mld zł niższa. Punkt wyjścia jest całkiem niezły. Jeśli w trakcie roku okaże się, że te zewnętrzne ryzyka nie materializują się, to będzie możliwość wykreowania z budżetu jakiś form wsparcia dla podatników?

Na Radzie 12 stycznia zaczynamy od górnictwa węgla, które tak czy siak angażuje budżet, a potem chodzi o to, by wszystkie obietnice, złożone przez premier Kopacz zostały wypełnione i zarazem Polska wyszła z procedury nadmiernego deficytu.

Czy mimo tego wyborczego roku, rząd powinien zacząć przygotowywać strategie wzmacniające rozwój gospodarczy w następnej dekadzie?

Oczywiście, że powinien. Już jesteśmy spóźnieni skoro po udanym ćwierćwieczu, zmniejszyliśmy dystans do Zachodu, ale mamy zadyszkę wieku średniego, bo 3 proc. tempo wzrostu nie gwarantuje szybkiego pościgu. Za niskie oszczędności, za mało innowacyjni – nasze słabości są rozpoznane. Tyle, że mamy rok wyborczy, czyli wszystkie zapowiedzi mają zwielokrotniony wydźwięk polityczny, o czym mogą wiele powiedzieć premierzy III RP, z Markiem Belką na czele.

To jak pobudzić innowacje?

Nie ma prostych recept, bo innowacji nie da się zadekretować i nakazać. Coraz więcej polskich przedsiębiorstw jest już innowacyjnych. Chodzi o nasze start-upy, i wiele dojrzałych firm. Wiele korporacji inwestuje w szare komórki. Mało kto wie, słysząc od Kaczyńskiego o upadku stoczni, że gdańska Grupa Kapitałowa Remontowa ma największe biuro projektowe w Europie. Miejsce dla mózgów, a nie spawaczy, których zresztą szukają nasze stocznie.

Może warto wprowadzić ulgi innowacyjne?

Nie chcę spekulować na temat takich wynalazków. Trzeba się nad tym zastanowić.

Wspomniał pan, że naszym problem jest zbyt niski poziom oszczędności. Może trzeba sprawić, by Polacy zaczęli oszczędzać na emerytury?

Rozpoznaną słabością optymistycznego polskiego konsumpcjonizmu, jest fakt, że oszczędzamy za mało z czego wynika niska stopa inwestycji, zwłaszcza w sektorze przedsiębiorstw. Dobrym źródłem długookresowych oszczędności są nieprzymusowe programy emerytalne, przymusowe odkładnie w OFE już nie spełnia tej roli. Bez ulg podatkowych nie damy rady. Pobudzenie oszczędności to w mojej agendzie istotna kwestia.

Pójdziemy w kierunku indywidualnych ulg podatkowych czy programów firmowych?

Chyba jedno i drugie, przy pewnej elastyczności firmowych programów, co do wkładu własnego ze strony firmy i ze strony pracownika. Ale pytacie kogoś, kto pospiesznie wraca z agendy UE na podwórko krajowe.

Co jeszcze ma pan w polskiej agendzie?

Jak wyżej, rozpoznanie bojem. Najłatwiejsze dla mnie jest skrzyżowanie agendy unijnej z wyzwaniami krajowymi. Takie jak unia energetyczna, czy otwieranie rynków innych kontynentów poprzez umowy handlowe, z czego Polska niespecjalnie korzysta. Największym krajowym wyzwaniem jest utracony język rozmowy z młodym pokoleniem, które słucha fałszywych proroków. Żeby głównym przejawem zaradności nie byłą emigracja, ale pomysł na życie w kraju, z czym musi się wiązać droga prób i błędów – pierwsza porażka biznesowa nie musi być katastrofą, może być nowym początkiem, czemu powinny sprzyjać procedury upadłościowe.

A co ze strefą euro?

Wiosną 2014 r. były powody do optymizmu, czyli lepszy klimat rozmowy o euro z Polakami. Teraz wrócił niepokój o Południe, z przyczyn politycznych, wspomnianych, ale nie tylko o Grecję, reprezentującą 2 proc. potencjału euro, ale także, z przyczyn politycznych, o Hiszpanię (12 proc.), Włochy (16 proc.), przy wielkiej niewiadomej, jaką jest Francja. Mizerny wzrost, bez ożywienia rynku pracy, nie ma wartości politycznej!

Czy Polska powinna spieszyć się z wejściem do eurolandu?

Czekam na moment, kiedy będzie można ogłosić, że strefa euro to strefa bezpieczeństwa. Wiosną 2014 r. wydawało się, że nowa architektura euro i nieprzyjazna geopolityka może przekonać Polaków. Na progu 2015 r. nie ma takiego klimatu.

Opinie Ekonomiczne
Maciej Miłosz: MONozakupy, czyli dajmy sobie szansę
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Zadziwiająca historia gospodarcza Rumunii
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Nie strzelajcie do flipperów
Opinie Ekonomiczne
Aleksandra Ptak-Iglewska: Wraca dramat błonicy. Pora uzależnić 800+ od szczepień
Materiał Promocyjny
Warunki rozwoju OZE w samorządach i korzyści z tego płynące
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Stara bida i bankowy chłopiec do bicia
Materiał Promocyjny
Sezon motocyklowy wkrótce się rozpocznie, a Suzuki rusza z 19. edycją szkoleń