Światowe koncerny są jak Ronaldo, gwiazda Juventusu Turyn, a wcześniej Manchesteru United czy Realu Madryt. Tak jak Ronaldo zmieniał kluby, podążając (wraz ze swą imponującą kolekcją samochodów) za lepszymi warunkami finansowymi, producenci wszelkich dóbr od lat idą śladem niższych kosztów, z tańszą siłą roboczą na czele.

Od lat zyskujemy na tej „chciwości" coraz więcej – Polska jest już w światowej czołówce przyciąganych bezpośrednich inwestycji zagranicznych. A może być jeszcze lepiej za sprawą masowego skracania łańcu-chów dostaw. Koncerny sparzyły się na uzależnieniu od produkcji w Chinach, kiedy Covid-19 sparaliżował fabryki i porty. Przerwy w dostawach miały dla niektó-rych firm katastrofalne skutki.

Zakłócone dostawy uświadomiły liderom światowego biznesu, że od zysku nawet ważniejsze może być bezpieczeństwo. Dla firm produkujących na rzecz europejskiego rynku Polska staje się naturalnym wyborem dla lokowania produkcji, stąd ostatnie głośne inwestycje producenta ciężarówek MAN w Niepołomicach czy amerykańskiego dostawcy szczepionek Moderna, który tworzy w Polsce globalne centrum usług. Choć globalizacja słabnie (być może czasowo), my wciąż zyskujemy. Ale każdy kij ma dwa końce. Za kilkanaście lat koszty pracy wzrosną u nas na tyle mocno, że ci sami inwestorzy mogą przenieść się do Rumunii czy na Ukrainę. W końcu też jest blisko.

Do pocieszających wniosków doszły ekonomistki z Wydziału Zarządzania i Ekonomii Politechniki Gdańskiej, badając wpływ przenoszenia za granicę pro-dukcji i tworzenia międzynarodowych łańcuchów dostaw na kraje rozwinięte i tamtejszych pracowników. Okazało się, że nie tracą tak wiele, skupiając się na innych, bardziej rentownych i wymagających sektorach, a płace w zasadzie nie ucierpiały.

Aby i u nas tak było, trzeba jednak mocniej postawić na innowacje oraz tanie źródła energii. W obu tych dziedzinach jest na razie krucho, a nawet bardzo krucho.