Podobną metamorfozę ma przejść inna znana niegdyś wytwórnia na Pradze – fabryka kosmetyków Pollena-Uroda. To przykład wielkomiejskiego wykorzystania dawnych zakładów produkcyjnych, które coraz częściej ustępują bardziej opłacalnym inwestycjom biurowo-mieszkaniowym. Produkcję można wszak przenieść na tańsze tereny poza miastem, lokując ją w nowych, tańszych w budowie i eksploatacji budynkach.

Nie bez znaczenia są niższe koszty pracy oraz często (choć nie zawsze) bardziej przyjazne nastawienie lokalnych władz. Jak wynika z ogólnopolskiego badania wynagrodzeń firmy Sedlak & Sedlak, różnice są spore. W 2014 r. przeciętna płaca w Warszawie wynosiła 6 tys. zł brutto, prawie dwukrotnie więcej niż w mieście do 25 tys. mieszkańców (3,3 tys. zł brutto). W innych dużych miastach mediana zarobków była wprawdzie niższa (4,2 tys. zł), ale i tak oznaczała ponad 27-proc. lukę płacową, która może zachęcać firmy do przeprowadzki.

Co prawda przenosiny firmy są obarczone pewnym ryzykiem: w czasach dobrej koniunktury na mniejszym rynku zwykle trudniej o nowych pracowników. Przed takim wyzwaniem stanęły ostatnio firmy w specjalnych strefach na południu i zachodzie kraju.

Trend przeprowadzek fabryk do mniejszych ośrodków może być szansą rozwoju dla mniejszych miast, z których wiele ma już problem z wyludnieniem. Zostają wprawdzie starsi, ale młodzi – zwłaszcza ci bardziej ambitni i lepiej wykształceni – wyjeżdżają „za pracą". Gdy praca przychodzi do ich miejscowości albo w pobliże, mają powód, by zostać. Tym bardziej że wraz z fabryką tworzy się pole do rozwoju nowych usług. Być może nawet zobaczymy ruch migracyjny w drugą stronę: mieszkańcy metropolii, znękani korkami i wysokimi kosztami mieszkań, zaczną szukać pracy na prowincji. Wprawdzie gorzej płatnej, ale z niższymi kosztami życia.