Rz: Branża maklerska przeżywa ciężkie chwile. Powszechnie wiadomo, że samo pośrednictwo w handlu akcjami jest biznesem raczej mało rentownym. Jak to natomiast wygląda od strony bankowości inwestycyjnej? Czy spółki w ogóle są zainteresowane pozyskiwaniem kapitału na giełdzie?
Michał Meller: Tak, choć cały czas największą dynamikę wzrostu obserwujemy w segmencie instrumentów dłużnych. Trzeba jednak podkreślić, że w tej chwili na emisję akcji bądź też obligacji decydują się przede wszystkim mniejsze spółki, które z różnych względów mają ograniczone finansowanie z banków albo potrzebują krótkoterminowego finansowania, aby szybko domknąć jakiś projekt inwestycyjny. W związku z tym wartość emisji jest też mniejsza. Większość z nich waha się w granicach 10–40 mln zł.
Mniejsze emisje oznaczają jednak mniejsze zyski dla pośredników...
Zgadza się. Natomiast jeśli chodzi o nas, to chcę podkreślić, że realizujemy bardzo dużo transakcji, w związku z czym mamy zbudowaną już odpowiednią skalę biznesu. W tym roku udało nam się zorganizować emisje papierów dłużnych na około 200 mln zł. Co cieszy, to fakt, że pieniądze te spółki przeznaczyły w dużej mierze na inwestycje. Oczywiście nie zamierzamy na tym poprzestawać. Chcemy w ciągu roku robić emisje akcji i obligacji o łącznej wartości około 1 mld zł. To jest kwota, przy której nasz biznes naprawdę jest już wysoce rentowny.
Czy boom na rynku obligacji nie jest chwilowy, chociażby z racji tego, że stopy procentowe są na stosunkowo niskim poziomie?