Słuchacie sobie w pracy Two Steps from Hell, japońskiego girlsbandu Scandal czy też Gangu Albanii, a tu nagle dzwoni Wam w uszach reklama polisy OC, proszku do prania, suplementu diety czy też filmik jakiejś poronionej kampanii społecznej? No cóż, bez tych irytujących reklam Wasze ulubione serwisy internetowe albo przestałyby działać, albo wprowadziły odpłatność treści. Próbujecie bronić się przed tym, włączając AdBlocka w swojej przeglądarce.

Specjaliści od internetowego marketingu już jednak się wycwanili na tyle, że wprowadzają blokady, które nie pozwalają Wam korzystać z ich treści, jeśli blokujecie wyświetlanie towarzyszących im reklam. Internauci są kreatywni, więc za jakiś czas popularność zyskają programy umożliwiające omijanie tych blokad. Witryny wprowadzą wówczas nowe blokady, na które internauci znajdą nowe obejścia. No cóż, z  powszechnym dążeniem do czerpania pełną garścią z darmowych treści w internecie się nie wygra.

Pamiętacie, jak kilkanaście lat temu Metallica wytoczyła prawną batalię serwisowi Napster, który udostępniał pliki muzyczne bez płacenia tantiem artystom? Napstera zlikwidowano, ale ściągnąć spiracony utwór z netu jest dzisiaj o wiele łatwiej niż wówczas. Internet to wszak narzędzie dające ogromne możliwości i rewolucja technologiczna, na którą wielu ludzi nie zdołała się przygotować.

Problem darmowych treści, płatnych treści i reklam w internecie z pewnością będzie jeszcze wielokrotnie tematem uczonych debat, prawniczych i menedżerskich sporów. Być może, tak jak w przypadku wielu innych problemów, rozwiązaniem jest „droga środka".

Cenne, wartościowe treści zasługują na to, by być udostępniane płatnie (oczywiście za rozsądną opłatą), reszta nieodpłatnie – część z reklamami, część bez. Jeśli internaucie na czymś zależy, to przetrzyma każdą reklamę.