Eksperci nie mają złudzeń – całkowite wyeliminowanie tego ryzyka wiązałoby się dziś z ogromnymi inwestycjami w bardziej nowoczesne moce wytwórcze, sieci energetyczne i kolejne połączenia infrastrukturalne z innymi krajami. Z tym że decyzje o tych inwestycjach powinny być podjęte dużo wcześniej – by zdążyć odtworzyć te bloki, które będą sukcesywnie wyłączane w kolejnych latach ze względu na unijne przepisy.

Sami inwestorzy podkreślają, że aby tego typu inwestycje powstawały, państwo powinno dać jasny sygnał, w jakim kierunku będzie zmierzać polska energetyka i jakie źródła energii chce rozwijać. Bez tego trudno oczekiwać od inwestorów, że zdecydują się angażować pieniądze w kosztowne projekty. Dobrze, że mamy już ustawę o odnawialnych źródłach energii, ale pamiętamy, jak wiele lat trwało jej przygotowanie i jak szybko zmieniały się pomysły na wsparcie tego segmentu.

Jak opornie idzie w naszym kraju realizacja projektów energetycznych, wskazuje też przykład budowy nowych bloków węglowych. Losy ważnej dla kraju inwestycji w Opolu, realizowanej przez PGE, ważyły się miesiącami, bo według ówczesnego zarządu energetycznej spółki opłacalność projektu była wątpliwa.

Do dziś nie ma decyzji o budowie przez Energę bloku w Ostrołęce, choć i obecny rząd, i liderzy sondaży przedwyborczych nie ukrywają, że zależy im na realizacji tej inwestycji. Jeśli faktycznie tego typu projekty nie spinają się finansowo, to może trzeba pomyśleć o rozwiązaniach, które będą wspierać inwestycje w nowe moce wytwórcze. Jak również takich, które zmotywują ludzi do ograniczania zużycia energii w określonych godzinach.

Bez odważnych decyzji wciąż będziemy żyć w kraju, w którym nie ma ani długofalowej, jasno sprecyzowanej polityki energetycznej, ani polityki surowcowej, która zawierałaby strategię dla węgla – chcąc nie chcąc, najważniejszego paliwa energetycznego w Polsce nie tylko dziś, ale i w kolejnych dziesięcioleciach.