Ale prawdziwa natura domaga się swoich praw i ukryć się jej nie da. Przykładem niespodzianka jaką władcy torów, dworców i wagonów sprawili na linii, która już przeszła do legendy. Chodzi oczywiście o 140-kilometrowy odcinek Warszawa – Łódź.
Remont trwał 10 lat. Łatwo policzyć, że fachowcy od torów byli w stanie poprawiać 14 kilometrów rocznie, czyli nieco ponad kilometr miesięcznie. Najpierw koszmar mieli pasażerowie na odcinku Łódź -Skierniewice. Gdy się tam skończył, gładko przeszedł na trasę Skierniewice - Warszawa. Całe te długie lata pasażerowie słyszeli, iż celem tych tytanicznych prac jest ich dobro: skrócenie przejazdu na tej trasie – ponoć najbardziej obleganej przez pasażerów w Polsce – do nieco ponad godziny.
W grudniu remont się skończy i wtedy trasę w 70 minut pokona... jeden pociąg dziennie, ten jadący bez przystanków. Pozostałe będą jechały sporo dłużej, bo – twierdzą kolejarze - będą musiały stawać na stacjach pośrednich, Argumenty fachowe oczywiście są na podorędziu: przecież pociąg musi najpierw zahamować łagodnie, potem stanąć, potem ruszyć, by wreszcie znów się rozpędzić do pełnej szybkości.
Ale tak naprawdę chodzi o zew natury. Ile by kolejarzom nie dać czasu, remontowych kombajnów, nowoczesnego taboru, miliardów z Unii i technologii informatycznych zawsze będą potrafili pokazać co umieją.