Jeśli nie na szczycie UE 10 grudnia, to niedługo później dojdzie z wielkim prawdopodobieństwem do porozumienia w sprawie formuły wiążącej wypłatę unijnych funduszy z przestrzeganiem praworządności. Nad jej kształtem – w porozumieniu między Polską i Węgrami a przyjmującymi zasadniczą postawę Holandią, Szwecją i Finlandią – pracują przewodzący teraz Wspólnocie Niemcy. Optymizm jest uzasadniony, bo zablokowanie zarówno budżetu na lata 2021–2027, jak i Funduszu Odbudowy wpędziłoby Unię w bezprecedensowy kryzys. Na uniknięciu go zależy więc nie tylko Warszawie, ale też wszystkim europejskim stolicom.
Ale również postulat, o którym pisze w liście do Angeli Merkel Mateusz Morawiecki, jest bliski wielu krajom Wspólnoty, choć nie stawiają one tej sprawy na ostrzu noża, skoro Polska i Węgry podjęły się tego zadania. Chodzi o to, aby Komisja Europejska, organ niepochodzący z wyboru, który opiera się na pracy nieusuwalnych przez dziesiątki lat eurokratów, nie uzyskała prawa do arbitralnego pozbawienia funduszy państw członkowskich. Dziś może tym być zagrożona Polska, ale jutro, jeśli nie zgodzi się na przeprowadzenie odpowiednich reform gospodarczych, Hiszpania. A pojutrze Włochy. Niektórzy uważają wręcz, że zatwierdzenie tak skonstruowanego mechanizmu stwarzałoby realne ryzyko italexitu. Oznaczałoby przekazanie tylnymi drzwiami kompetencji, które nie zostały zatwierdzone w wyborach czy referendum przez kraje UE.
Jak mógłby wyglądać kompromis? W historii integracji prawnicy Rady UE potrafili setki razy znajdować formuły, które w podobnych lub znacznie trudniejszych przypadkach godziły zwaśnione strony. Przyjęta w poniedziałek przez ambasadorów państw UE kwalifikowaną większością głosów formuła uzgodniona wcześniej przez niemiecką prezydencję z Parlamentem Europejskim jest do tego dobrym punktem wyjścia, bo zawęża definicję praworządności do uczciwego wydatkowania unijnych funduszy. Niepokojący jest w niej jednak zapis, że nie chodzi tu tylko o mechanizmy (np. sądowe), które już dają pole do defraudacji, ale też takie, które mogą to uczynić w przyszłości. Polska obawia się skutków zbyt szerokiej interpretacji takiego zapisu. Zapewne potrzebne więc będzie dołączenie do deklaracji protokołu, który usunie te wątpliwości. Wówczas, jak zawsze w Brukseli, każdy będzie mógł ogłosić, że to on odniósł w tej batalii sukces.