Marcin Piątkowski: Wyzwania dla polskiej dyplomacji ekonomicznej

Obok tradycyjnych działań naszej ekonomicznej dyplomacji, takich jak promocja handlu czy wsparcie dla naszych firm za granicą, warto postawić przed nią cztery dodatkowe cele.

Publikacja: 14.03.2024 03:00

Doktor habilitowany Marcin Piątkowski, ekonomista pracujący w Waszyngtonie, profesor Akademii Leona

Doktor habilitowany Marcin Piątkowski, ekonomista pracujący w Waszyngtonie, profesor Akademii Leona Koźmińskiego w Warszawie

Foto: rp.pl

Znakomite wystąpienia szefa naszej dyplomacji w czasie swojej ostatniej wizyty w USA i pozytywne światowe reakcje na nią unaoczniły wszystkim, jak wiele można zdziałać dobrą dyplomacją, świetnym przygotowaniem i niewielkim kosztem. W połączeniu z udaną wspólną wizytą prezydenta Dudy i premiera Tuska w Białym Domu pokazaliśmy, jak szybko nasza polityka zagraniczna potrafi przeskoczyć z poziomu San Escobar do globalnego.

Cele polskiej dyplomacji ekonomicznej

Warto teraz pójść za ciosem i wprowadzić na światowe salony również naszą dyplomację ekonomiczną. Czas jest na to szczególny, bo żyjemy w historycznym momencie, w którym od jakości naszej polityki zależeć będzie, na ile z jednej strony uda nam się zwiększyć naszą gospodarczą odporność, podnieść poziom odstraszania i zminimalizować ryzyka związane z agresywną polityką Putina, oraz z drugiej strony zmaksymalizować szanse na wykorzystanie strukturalnych zmian w światowej gospodarce, w ramach których setki miliardów dolarów zagranicznych kapitałów szukają dla siebie nowego miejsca na świecie. Dyplomacja ekonomiczna może w obu procesach odegrać kluczową rolą.

Obok tradycyjnych działań naszej ekonomicznej dyplomacji, takich jak promocja handlu czy wsparcie dla naszych firm za granicą, warto postawić przed nią cztery dodatkowe cele.

Przyciągajmy dwa razy więcej inwestycji zagranicznych

Po pierwsze, stworzenie w Polsce „przemysłowego serca Zachodu”. To koncepcja, która pozwoliłaby do Polski ściągnąć część z ponad 1300 miliardów dolarów corocznych inwestycji zagranicznych na świecie, które z powodu pandemii, agresji Putina, rosnącego konfliktu między Chinami i Zachodem oraz zmian klimatu szukają dla siebie nowych lokalizacji. Jedną z nich mogłaby być Polska, która z jednej strony jest bezpieczniejsza, lepiej wykształcona i lepiej przygotowana do zaabsorbowania bardziej zaawansowanej technicznie produkcji niż mniej rozwinięte kraje świata, jak Wietnam czy Meksyk, a z drugiej strony jest cenowo bardziej konkurencyjna niż kraje Zachodu.

Już teraz, mimo wojny toczącej się za naszą granicą, napływ inwestycji zagranicznych do Polski w stosunku do PKB jest dwa razy wyższy niż przed pandemią. Można ten wskaźnik znowu podwoić. Świetnym miejscem do przyciągania dodatkowych inwestycji mógłby być np. cały obszar między Łodzią a Warszawą, który – jeśli dojdzie do budowy CPK – miałby dostęp do międzykontynentalnego lotniska i kilku lotnisk regionalnych, autostrady do Berlina, szybkich kolei, kilkunastu uczelni i ponad 200 tys. studentów w Łodzi i Warszawie. Inne części kraju, jak Trójmiasto, aglomeracja katowicko-krakowska czy Wrocław, też by na tym skorzystały.

Co ważne, zlokalizowanie większej części globalnej produkcji w Polsce pozwoliłoby Zachodowi podtrzymać konkurencyjność i podnieść poziom umiejętności wynikający z prowadzenia produkcji przemysłowej na masową skalę. Dzisiaj liderem takiej produkcji są Chiny, co daje im możliwość podnoszenia wydajności pracy dzięki ustawicznemu procesowi uczenia się, modyfikacji i korzyści skali wynikających z miliardowych wolumenów produkcji, które nie są dostępne dla tych, którzy prowadzą produkcję na mniejszą skalę. Jeśli Zachodowi nie uda się odtworzyć takich samych możliwości, o skuteczną konkurencję z Chinami będzie coraz trudniej, ze strategicznymi tego konsekwencjami dla przyszłości świata.

Przy okazji każdy dodatkowy miliard przyciągniętych do nas inwestycji byłby też cegiełką do swoistego NATO-bis: w razie zagrożenia bezpieczeństwa Polski w obawie o los swoich inwestycji zagraniczni inwestorzy staliby się orędownikami naszej sprawy. Każdy dodatkowy miliard zagranicznych inwestycji to dodatkowe zastępy potężnych korporacyjnych lobbystów, których wartość dla nas byłaby porównywalna do dziesiątek dodatkowych czołgów, haubic i rakiet.

„Odbijmy” Putinowi Globalne Południe

Po drugie, „odbicie” Putinowi Globalnego Południa. Potrzebny jest dyplomatyczny blitzkrieg w kwestii naszej polityki w stosunku do szybko emancypujących się (i niestety często wspierających Putina) krajów, takich jak Indie, Brazylia, Meksyk, Wietnam, RPA czy Indonezja. Żeby „odbić” Putinowi te kraje, warto zacząć głośno wspierać zestaw ważnych dla Południa spraw. Do takich należy np. poparcie dla likwidacji rajów podatkowych, zamknięcie kont skorumpowanych przywódców w zachodnich bankach czy zapłata uczciwych podatków przez globalne koncerny, na których kraje rozwijające tracą według analiz MFW ponad 200 mld dolarów rocznie.

Warto też dołączyć do globalnego grona krajów i instytucji, które starają się przekonać Zachód do jak najszybszego przekazania 100 mld dolarów wsparcia dla zielonej transformacji, na co kraje Południa czekają już od 2009 roku. Dodatkowo, żeby osłabić długoterminowe źródła dochodów dla imperium Putina, polska dyplomacja mogłaby wspierać odejście krajów Południa od subsydiów dla paliw kopalnych wartych szokujące 7 bln dolarów rocznie, które podnoszą popyt na m.in. ropę i gaz produkowane przez Rosję. Subsydia te, w ograniczaniu których sama Polska powinna służyć przykładem, spowalniają również rozwój zielonej gospodarki ze szkodą dla światowego klimatu, na którego konsekwencje kraje Globalnego Południa są bardziej narażone niż Zachód. Warto w tym celu przekazać część naszej pomocy rozwojowej, w tym przyłączając się i lewarując podobne programy wsparcia zarządzane przez takie instytucje międzynarodowe jak np. Bank Światowy.

Propagujmy sukces Polski

Po trzecie, konieczne jest zbudowanie wizerunku Polski jako europejskiego i globalnego lidera wzrostu gospodarczego. Od 1990 roku nikt w Europie i na świecie, wśród krajów na podobnym poziomie rozwoju, nie rozwijał się szybciej od nas. Od ponad 30 lat rozwijamy się też szybciej niż np. Korea Południowa.

Jeśli historyczny trend będzie kontynuowany, a na to się zapowiada, to w ciągu dekady mamy szansę dogonić poziom dochodów Hiszpanii, Włoch i Japonii. Niestety, mało kto na świecie o tym wie. Wiedza o sukcesie Polski i wynikająca z tego lepsza reputacja pomogłyby nam przyciągnąć dodatkowy kapitał, wspomogłyby ekspansję naszych przedsiębiorstw na świecie oraz obniżyłyby koszt publicznego długu kupowanego przez zagranicznych inwestorów.

Sukces Polski powinien też stać się inspiracją dla ponad 100 krajów na całym świecie, które tkwią w biedzie albo nie są w stanie stać się bogatymi. Co warto podkreślać, polski sukces gospodarczy jest łatwiejszy do zreplikowania niż osiągnięcia azjatyckich tygrysów, których sukces w dużym stopniu polegał na protekcjonizmie, subsydiach i korupcji, których dzisiaj, na szczęście, nikt nie rekomenduje, oraz na specyficznych azjatyckich cechach kulturowych, amerykańskim wsparciu oraz wysokim poziomie kompetencji i zaufania do państwa, które biednym krajom byłoby trudno odtworzyć.

Żeby skuteczniej dzielić się lekcjami z polskiego sukcesu, warto byłoby też stworzyć np. Ekonomiczny Korpus Pokoju, w ramach którego moglibyśmy wysyłać po świecie naszych byłych polityków gospodarczych, od Balcerowicza i Kołodki (koniecznie osobno), poprzez Belkę i Hausnera, po Gronickiego i Rostowskiego.

Starajmy się wejść do G20

Realizacja wszystkich trzech celów pomogłaby osiągnąć również czwarty cel: wejście do G20. Chociaż już teraz co do wielkości gospodarki plasujemy się blisko 20. miejsca na świecie, a w przyszłym roku nasze PKB ma szansę przekroczyć symboliczny bilion dolarów, to jednak będzie nam bardzo trudno zostać nowym członkiem. Zaproszenie do tej organizacji nie zależy bowiem tylko od wielkości gospodarki, ale też od konieczności zapewnienia wyrównanej reprezentacji wszystkich regionów świata. To dlatego członkami G20 jest RPA i Argentyna, mimo że ich PKB jest od polskiego od wiele mniejsze.

Możemy jednak zawiązać koalicję z takimi krajami, jak Nigeria czy Tajlandia, które do G20 też chciałyby wejść, jednocześnie zabiegając o bycie zaproszonym do G20 jako „permanentny gość”, tak jak Hiszpania. To, czy zostaniemy kiedyś do G20 zaproszeni, będzie jednak przede wszystkim zależało od tego, co będziemy mieć temu gronu do zaoferowania. Żeby dostać się do G20, trzeba już teraz zachowywać się jak jej członek. Ale dzisiaj nam do tego daleko.

Wiodąca rola MSZ

Oczywiście, wszystkie wyżej zarysowane cele wymagałyby koordynacji z resztą rządu, Ministerstwem Finansów, Ministerstwem Rozwoju czy Polską Agencją Handlu i Inwestycji (PAIH). Ale to MSZ powinien mieć rolę wiodącą i koordynującą np. w kwestii wejścia do G20 w formie np. specjalnego pełnomocnictwa od premiera.

MSZ ma odpowiednią rangę, dostęp do globalnych przywódców i kierownictwo, żeby skutecznie osiągnąć takie fundamentalne cele i zbudować nową pozycję Polski na arenie międzynarodowej. Przyszłoroczna prezydencja w Unii Europejskiej oraz 1000. rocznica koronacji pierwszego polskiego króla będą świetnymi okazjami, aby naszej dyplomacji ekonomicznej nadać dodatkowy impet. Oby sukces amerykańskich wizyt naszych liderów był tego początkiem.

CV

Doktor habilitowany Marcin Piątkowski

ekonomista pracujący w Waszyngtonie, profesor Akademii Leona Koźmińskiego w Warszawie oraz autor książki „Złoty wiek. Jak Polska została europejskim liderem wzrostu i jaka czeka ją przyszłość“. Wcześniej wizytujący naukowiec m.in. na Uniwersytecie Harvarda. X: @mmpiatkowski

Znakomite wystąpienia szefa naszej dyplomacji w czasie swojej ostatniej wizyty w USA i pozytywne światowe reakcje na nią unaoczniły wszystkim, jak wiele można zdziałać dobrą dyplomacją, świetnym przygotowaniem i niewielkim kosztem. W połączeniu z udaną wspólną wizytą prezydenta Dudy i premiera Tuska w Białym Domu pokazaliśmy, jak szybko nasza polityka zagraniczna potrafi przeskoczyć z poziomu San Escobar do globalnego.

Cele polskiej dyplomacji ekonomicznej

Pozostało 95% artykułu
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację