Reklama

Socjaliści w szatach liberałów

W starym dowcipie na pytanie, czym się różni demokracja od demokracji socjalistycznej, odpowiedź brzmiała: tym, czym krzesło od krzesła elektrycznego.

Publikacja: 19.01.2016 21:00

Robert Gwiazdowski

Robert Gwiazdowski

Foto: Fotorzepa, Robert gardziński RG Robert gardziński

Dziś Komisja Europejska chce bronić w Polsce „demokracji liberalnej" – czyli socjalistycznej.

Demokracja i liberalizm to dwie różne rzeczy. Demokracja to sposób rozstrzygania (większością głosów) o tym, co wybrać, gdy ludzie różnią się poglądami, a nie o tym, co lepsze i kto ma rację. Klasyczni liberałowie – John Locke, Adam Smith, Monteskiusz – nie byli apostołami demokracji. Dopiero od czasu Alexisa de Tocqueville'a liberałowie pogodzili się z demokracją.

Amerykańscy socjaliści, którzy, jak na socjalistów przystało, odbierają ludziom nie tylko majątek, ale i nazwy, nie mogąc wygrać wyborów pod hasłem socjalizmu, nazwali się liberałami, a tradycyjnych liberałów nazwali konserwatystami. Zdominowane przez nich media tak długo powtarzały to kłamstwo, aż stało się prawdą – zgodnie z nauką doktora Goebbelsa. Friedrich August von Hayek, jeden z najznamienitszych liberałów XX wieku, swoje najpoczytniejsze dzieło – „Konstytucję wolności" – musiał nawet zakończyć rozdziałem wyjaśniającym „Dlaczego nie jestem konserwatystą.

To samo socjaliści próbują zrobić w Europie. Bronią „demokracji liberalnej", czyli de facto socjalistycznej. Co więcej, tak definiowana przez nich demokracja oznacza, że większość może dokonywać wyborów jedynie w obszarze wartości socjalistycznych nazywanych teraz liberalnymi. Owszem – wadą demokracji jest to, że większość może wprowadzić dyktaturę albo eliminować mniejszość z życia społecznego i publicznego, a w ekstremalnym przypadku nawet eliminować ją fizycznie. W końcu Hitler doszedł do władzy za pomocą metod demokratycznych. Czy jednak „limitowana demokracja" rzeczywiście musi oznaczać konieczność akceptacji systemu wartości lansowanego przez niewielką w sumie większość tych, którzy chodzą na wybory? Narzucanie przez tę większość jej systemu wartości rozbudza niechęć mniejszości, która z czasem może stać się większością. Czy należy ją powstrzymać zgodnie z przesłaniem: „nie ma demokracji dla wrogów demokracji"?

Jest w tym jaskrawa sprzeczność – zgodnie z klasyczną definicją demokracji (bez żadnego przymiotnika). Uczciwiej byłoby powiedzieć: „nie ma demokracji dla wrogów demokracji liberalnej" – czyli socjalistycznej. Socjaliści, w odróżnieniu od liberałów, nigdy nie zaakceptowali demokracji jako sposobu rozstrzygania o tym, co wybrać. Ale jak mawiał Winston Churchill – demokracja to bardzo zły system, tylko że nikt nie wymyślił lepszego.

Reklama
Reklama

Autor jest profesorem Uczelni Łazarskiego i adwokatem

Opinie Ekonomiczne
Nie wysokość, ale jakość. Dlaczego polskie podatki szkodzą gospodarce?
Opinie Ekonomiczne
Cezary Szymanek: Dwa lata rządu Tuska. Czas na strategię, euro z Brukseli to za mało
Opinie Ekonomiczne
Gorynia, Hardt, Kośny, Kwarciński, Urbaniec: Ekonomia zamiast polaryzacji
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Czy Polska wyjdzie z Unii?
Opinie Ekonomiczne
Marta Postuła: Fabryki AI, czyli gdzie i jak powstaje infrastruktura sztucznej inteligencji
Materiał Promocyjny
Lojalność, która naprawdę się opłaca. Skorzystaj z Circle K extra
Reklama
Reklama
REKLAMA: automatycznie wyświetlimy artykuł za 15 sekund.
Reklama
Reklama