Dziś Komisja Europejska chce bronić w Polsce „demokracji liberalnej" – czyli socjalistycznej.
Demokracja i liberalizm to dwie różne rzeczy. Demokracja to sposób rozstrzygania (większością głosów) o tym, co wybrać, gdy ludzie różnią się poglądami, a nie o tym, co lepsze i kto ma rację. Klasyczni liberałowie – John Locke, Adam Smith, Monteskiusz – nie byli apostołami demokracji. Dopiero od czasu Alexisa de Tocqueville'a liberałowie pogodzili się z demokracją.
Amerykańscy socjaliści, którzy, jak na socjalistów przystało, odbierają ludziom nie tylko majątek, ale i nazwy, nie mogąc wygrać wyborów pod hasłem socjalizmu, nazwali się liberałami, a tradycyjnych liberałów nazwali konserwatystami. Zdominowane przez nich media tak długo powtarzały to kłamstwo, aż stało się prawdą – zgodnie z nauką doktora Goebbelsa. Friedrich August von Hayek, jeden z najznamienitszych liberałów XX wieku, swoje najpoczytniejsze dzieło – „Konstytucję wolności" – musiał nawet zakończyć rozdziałem wyjaśniającym „Dlaczego nie jestem konserwatystą.
To samo socjaliści próbują zrobić w Europie. Bronią „demokracji liberalnej", czyli de facto socjalistycznej. Co więcej, tak definiowana przez nich demokracja oznacza, że większość może dokonywać wyborów jedynie w obszarze wartości socjalistycznych nazywanych teraz liberalnymi. Owszem – wadą demokracji jest to, że większość może wprowadzić dyktaturę albo eliminować mniejszość z życia społecznego i publicznego, a w ekstremalnym przypadku nawet eliminować ją fizycznie. W końcu Hitler doszedł do władzy za pomocą metod demokratycznych. Czy jednak „limitowana demokracja" rzeczywiście musi oznaczać konieczność akceptacji systemu wartości lansowanego przez niewielką w sumie większość tych, którzy chodzą na wybory? Narzucanie przez tę większość jej systemu wartości rozbudza niechęć mniejszości, która z czasem może stać się większością. Czy należy ją powstrzymać zgodnie z przesłaniem: „nie ma demokracji dla wrogów demokracji"?
Jest w tym jaskrawa sprzeczność – zgodnie z klasyczną definicją demokracji (bez żadnego przymiotnika). Uczciwiej byłoby powiedzieć: „nie ma demokracji dla wrogów demokracji liberalnej" – czyli socjalistycznej. Socjaliści, w odróżnieniu od liberałów, nigdy nie zaakceptowali demokracji jako sposobu rozstrzygania o tym, co wybrać. Ale jak mawiał Winston Churchill – demokracja to bardzo zły system, tylko że nikt nie wymyślił lepszego.