Bohdan Wyżnikiewicz: Kiedy (nie) dogonimy Francję

Osoby przysłuchujące się comiesięcznym konferencjom prezesa NBP mogły nabrać przekonania, że za osiem lat Polacy będą tak bogaci, jak Francuzi są obecnie. Ten optymizm niekoniecznie znajduje odzwierciedlenie w realiach.

Publikacja: 04.01.2024 03:00

Bohdan Wyżnikiewicz: Kiedy (nie) dogonimy Francję

Foto: Filip Frydrykiewicz

Przy dochodzeniu do tak optymistycznej konkluzji rzeczywistość nie wygląda tak różowo – w świetle danych statystycznych i historii doganiania krajów wysoko rozwiniętych przez kraje słabiej rozwinięte gospodarczo. Dokonano bowiem kilku nadużyć metodologicznych wypaczających konkluzje.

PKB to nie bogactwo

Produkt krajowy brutto nie jest – i nigdy nie był – miernikiem bogactwa, jest to tylko miernik produkcji pokazujący siłę gospodarek. W dużym uproszczeniu można stwierdzić, że pewna część PKB, szeroko rozumiane oszczędności, powiększa bogactwo kraju. PKB jest w znaczny sposób skorelowany z bogactwem krajów i społeczeństw, jednakże sam, jako taki, nie mierzy bogactwa.

Odrębnym problemem jest pomiar bogactwa. Problemem na tyle złożonym, kosztownym i mało przydatnym, że brakuje jednoznacznej metody pomiaru. Nie przeszkadza to jednak wielu ekonomistom w posługiwaniu się PKB również jako miernikiem poziomu życia. Trójka noblistów z ekonomii (Stiglitz, Sen, Fitoussi) na zlecenie prezydenta Francji Nicolasa Sarkozy’ego z 2008 roku, wraz z grupą kilkudziesięciu wybitnych ekspertów, opracowała głośny raport na temat mierzenia działalności gospodarczej i postępu społecznego. Doszli oni do wniosku, że nie można opracować wskaźnika rozwoju społecznego czy poziomu życia tak uniwersalnego, dopracowanego i obiektywnego jak produkt krajowy brutto, czyli miernik produkcji.

Jest wiele przykładów pokazujących, że produkt krajowy brutto jest absolutnie nieprzydatny do innych celów niż te, dla których został stworzony. Wystarczy przypomnieć skrajną sytuację, jaka miała miejsce w Irlandii w 2015 roku, kiedy nieoczekiwanie roczny produkt krajowy brutto tego kraju wzrósł o 26 proc. Nie było to wynikiem cudu gospodarczego, lecz jedynie przeniesieniem do Irlandii, z uwagi na korzystniejsze opodatkowanie, siedzib kilku dużych korporacji amerykańskich, w tym największej firmy światowej leasingującej samoloty i helikoptery.

Bogactwo określać można, posługując się zespołem wskaźników charakteryzujących zamożne społeczeństwa. Chodzi o takie wskaźniki jak udział wydatków na żywność w dochodach gospodarstw domowych, udział pracujących w rolnictwie, jakość ochrony zdrowia i inne.

Skoro zastosowano ułomne podejście do projekcji bogactwa Polski i Francji, warto prześledzić zastosowaną metodę i płynące z niej konkluzje.

Niejednoznaczne wersje PKB

W NBP przyjęto niewłaściwe ujęcie PKB do „szacowania” bogactwa. Międzynarodowe organizacje gospodarcze, ONZ i Komisja Europejska, czyli Eurostat, opracowały kilka ujęć PKB. Stwarza to okazję do posługiwania się ujęciem najbardziej odpowiadającym celowi, choćby propagandowemu. Mamy zatem PKB w cenach bieżących i stałych oraz według tzw. parytetu siły nabywczej walut.

Parytet siły nabywczej jest sztucznym kursem wymiany walut, którego celem jest eliminacja różnic cen między krajami (przy rynkowych kursach wymiany). Jeżeli w Polsce dobro lub usługa kosztuje 50 dolarów, a w USA za to samo cena wynosi 100 dolarów, to kurs parytetu siły nabywczej wyniesie 2. Obliczenia odnoszą się do wielu dóbr i usług z uwzględnieniem ich jakości. Punktem odniesienia jest PKB per capita Stanów Zjednoczonych, zaś w Unii Europejskiej jest nim średnie unijne PKB w danym roku, czyli swoisty ruchomy cel.

Wspólny podręcznik Eurostatu i OECD służący do obliczania i posługiwania się danymi PKB opartymi na parytecie siły nabywczej walut (PPS, parity power standards) zwraca uwagę na blisko dziesięć kwestii przy posługiwaniu się takimi danymi statystycznymi do różnych celów. Jest tam – między innymi – mowa o tym, że dane te są przeznaczone do porównań w przestrzeni, czyli między państwami w konkretnym roku, oraz że nie są one przeznaczone (not designed for) do wyliczania krajowych temp wzrostu PKB. Jak przypuszczam, taka wiedza nie jest powszechna wśród polskich ekspertów.

Nierealistyczne założenia

W sierpniu 2023 roku w wydawnictwie NBP „Obserwator Finansowy” doradca prezesa NBP Leon Podkaminer opublikował artykuł pt. „Polska za lat 10, czy nasze państwo przegoni kraje UE”. W artykule tym autor ekstrapoluje PKB per capita według parytetu siły nabywczej dla Polski i strefy euro oraz Francji. Używając do tego „prostego rachunku”, czyli trendów z poprzedniej dekady, konkluduje, że w 2032 roku przegonimy strefę euro o 0,4 proc., a Francję o 7,8 proc. PKB per capita. Oczywiście, przy uwzględnieniu siły nabywczej walut.

Nie mam najmniejszych zastrzeżeń do poprawności samych obliczeń, moje zdumienie budzi natomiast beztroska w podejściu do danych statystycznych bez dostatecznej orientacji, co one oznaczają.

Z wypowiedzi prezesa NBP i artykułu Podkaminera wynika, że do projekcji dogonienia przez Polskę bogatszej Francji zastosowane zostało podejście oparte na PKB per capita według PPS. Autor artykułu podaje, że Francja doświadczyła niższego tempa wzrostu niż inne kraje strefy euro i wskazuje jednocześnie na liczne ułomności swojego prostego, żeby nie powiedzieć naiwnego, rozumowania zastosowanego w jego projekcji.

Podkaminer wpadł oczywiście w pułapkę wynikającą z zalecenia niestosowania danych w konwencji PPS do liczenia tempa wzrostu, kiedy próbował testować swoją metodę na zastosowaniu prostego rachunku dla 2022 roku, wychodząc z danych dla 2012 roku. Z punktu widzenia metodologii statystycznych wątpliwym zabiegiem jest łączenie krajowych temp wzrostu z wartościami PKB według kursu parytetowego.

Doprowadzenie do utrzymania przez Polskę w kolejnych latach tempa wzrostu PKB z lat 2012–2022 jest wielce wątpliwym założeniem. Wystarczy przypomnieć, że wbrew optymistycznym zapowiedziom byłego już premiera stopa inwestycji w Polsce spadała i szorowała po europejskim dnie, zamiast zbliżać się do średniej unijnej i ją przekroczyć. Efekty niskiej stopy inwestycji ujawniają się z całą mocą po kilku latach, głównie przez zmniejszającą się konkurencyjność produkcji.

Eksperci zajmujący się historią gospodarek dobrze wiedzą, że im kraj osiąga wyższy poziom rozwoju gospodarczego, tym jest mu trudniej utrzymać wysokie tempo wzrostu. Nakłada się na to dość dobrze udokumentowana teoria pułapki średniego dochodu. Polega ona na tym, że kraje rozwijające się, po przekroczeniu pewnego poziomu PKB per capita, dostają „zadyszki” rozwojowej i pogoń za krajami rozwiniętymi staje się coraz wolniejsza. Ponadto kurs parytetowy PPS dla kraju doganiającego zbliża się, z założenia, do rynkowego kursu wymiany, co drastycznie opóźnia pogoń za wyżej rozwiniętym krajem.

Podkaminer dostrzega nadmierny optymizm swoich założeń i zdaje sobie sprawę z pominięcia w obliczeniach kilku wyżej wymienionych efektów opóźniających pogoń. Decyduje się zatem na obniżenie swojej projekcji do 2030 roku o 5 pkt proc. Przedstawił tym samym prezesowi NBP tezę o dogonieniu przez Polskę „bogactwa” Francji na przełomie dekad.

Powrót na ziemię

Statystyki Banku Światowego podają, że – licząc w cenach bieżących – w 1990 roku francuskie PKB per capita wyniosło 21 866, a w roku 2022 już 40 964 dolary. Taki poziom PKB w scenariuszu NBP dla 2030 roku „groziłby” Polsce, gdybyśmy mieli dogonić bogatszą od nas Francję. Tymczasem polskie PKB per capita w 2022 roku wyniosło 18 321 dolarów.

Skoro przez 32 lata, w tym 18 lat w Unii Europejskiej, nie udało się nam osiągnąć poziomu PKB per capita Francji z 1990 roku, to jakim cudem przez kolejne osiem lat mielibyśmy dojść do dzisiejszego poziomu PKB Francji? PKB per capita Polski w dolarach ujawnia około 30-letnie zapóźnienie rozwojowe naszego kraju wobec Francji.

Siła nabywcza polskiej waluty kończy się po przekroczeniu granicy państwa. Czy Polak udający się teraz do Francji na zakupy, za swoje zarobki wymienione ze złotych na euro doświadczy siły nabywczej na poziomie 78 proc. francuskiego poziomu dobrobytu, który w tym przypadku jest zbieżny z unijnym wskaźnikiem? W przypadku wydatków konsumpcyjnych, w spożyciu per capita, Polska ma 87 proc., a Francja 107 proc. średnich unijnych wydatków konsumpcyjnych przy parytetowym kursie.

PKB w cenach bieżących wyrażonych w dolarach w Polsce i we Francji z jednej strony obnaża nieprzydatność koncepcji parytetu siły nabywczej do prognoz, a z drugiej strony ilustruje skutki niestosowania się do zaleceń Eurostatu i OECD w posługiwaniu się danymi statystycznymi kreowanymi w zupełnie innym celu.

Dogonienie w najbliższym dziesięcioleciu Francji w PKB mierzonym parytetem siły nabywczej złotego, a w intencji – bogactwa – jest więcej niż wątpliwe, a w realnym PKB per capita, liczonym w bieżących dolarach, całkowicie nierealne. Prezes NBP w głoszeniu tezy o dogonieniu przez Polskę bogatszej Francji jakby mierzył odległość calami, a wyniki podał, bez przeliczania, w centymetrach.

Autor jest prezesem think tanku IPAG, członkiem Komitetu Prognoz PAN i byłym prezesem GUS

Przy dochodzeniu do tak optymistycznej konkluzji rzeczywistość nie wygląda tak różowo – w świetle danych statystycznych i historii doganiania krajów wysoko rozwiniętych przez kraje słabiej rozwinięte gospodarczo. Dokonano bowiem kilku nadużyć metodologicznych wypaczających konkluzje.

PKB to nie bogactwo

Pozostało 97% artykułu
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację