Google, czyli wilk syty i owca cała

Internetowy gigant zrezygnował z własnej porównywarki ubezpieczeń, bo niszcząc konkurentów na tym rynku, pozbawiłby się dochodów.

Publikacja: 02.03.2016 20:00

Google, czyli wilk syty i owca cała

Foto: materiały prasowe

Wydawałoby się, że Google może prawie wszystko, mógłby zatem również zostać silnym graczem na rynku porównywarek ubezpieczeń. To natomiast mogłoby sugerować, że w kolejnym kroku będzie chciał zacząć sprzedawać ubezpieczenia. Tymczasem postanowił „zabić" swoje narzędzie – Google Compare, dostrzegając konkretne za i przeciw swojego działania.

Obecnie w UK funkcjonują cztery duże porównywarki. Gdyby Google włączył się do rynku, mógłby okazać się dużą konkurencją dla reszty. Jednak z drugiej strony w ostatnim czasie w UK w sektorze ubezpieczeniowym na marketing przeznaczanych jest ok. 300 mln funtów, z czego aż blisko połowa jest wydawana na pozycjonowanie w Google. To znaczy, że do Google trafia ok. 150 mln funtów, od jego „potencjalnych konkurentów", które mógłby stracić, przejmując ich biznes.

Firma postanowiła zrezygnować z porównywarki funkcjonującej na rynku brytyjskim. Gdyby Google chciał osiągnąć na przykład 30 proc. udziału w rynku porównywarek, przełożyłoby się to na zmniejszenie jego dochodów z pozycjonowania. Stałoby się tak, ponieważ obecni gracze najprawdopodobniej utraciliby swój udział na rzecz Google.

Gigant postanowił pozostawić porównywarkom konkurowanie we własnym gronie. Teraz otrzymuje 150 mln funtów z pozycjonowania. Ponieważ rynek jest bardzo konkurencyjny, firmy walczą o wyniki klientów, a to prawdopodobnie sprawi, że ich wydatki marketingowe będą rosły. Co za tym idzie, tort dla Google również urośnie.

Czy to oznacza, że ubezpieczyciele mogą się poczuć spokojnie? Nie do końca. Wydaje się, że Google nie zrezygnuje zupełnie z udziału w sektorze ubezpieczeniowym. Nawet jeśli jeszcze nie chce sprzedawać ubezpieczeń, to wciąż może wykorzystać masę informacji o potencjalnych klientach, które zgromadził na swoich serwerach. Dzięki temu, że Google ma dostęp do takich informacji, jak na przykład wiek, marka samochodu, finanse, liczba wypadków czy ekstremalne hobby (choćby skoki ze spadochronem), jest w stanie dokładnie ocenić ryzyko, jakie charakteryzuje potencjalnego klienta firmy ubezpieczeniowej.

Google mógłby zatem zaproponować zupełnie nowy produkt, którym byłoby udostępnienie ubezpieczycielom np. usług underwritingowych. Tym sposobem pozostaje wilk syty i owca cała. Firmy ubezpieczeniowe mają bardzo dobrze ocenione ryzyko względem indywidualnego klienta, a Google ma alternatywne źródło dochodów. W tym samym czasie istniejące porównywarki mogą dalej konkurować między sobą, wciąż napełniając skarbce giganta z Mountain View.

Autor jest partnerem zarządzającym w Sollers Consulting

Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację