Krzysztof Adam Kowalczyk: 500 plus, niestety, nie do ruszenia

Zaskoczenie: po latach ekonomiści powszechnie zaakceptowali istnienie sztandarowego programu PiS. Ale waloryzację tego świadczenia – już niekoniecznie.

Publikacja: 20.03.2023 03:00

Krzysztof Adam Kowalczyk: 500 plus, niestety, nie do ruszenia

Foto: Adobe Stock

Ekonomiści mają opinię zimnych technokratów, którzy preferują rozwiązania efektywne gospodarczo, a nie społecznie czy politycznie. Dlatego zaskoczyły mnie wyniki kolejnej tury panelu „Rzeczpospolitej”, w którym bierze udział kilkudziesięciu wybitnych przedstawicieli tej branży w Polsce. W najnowszej sondzie większość z nich opowiedziała się za pozostawieniem 500+, sztandarowego programu rządzącej partii, który początkowo był przez środowiska ekonomiczne krytykowany. I słusznie, bo jego deklarowany cel demograficzny okazał się fatamorganą.

Teraz jednak ekonomiści akceptują 500+. Widzą w nim głównie formę wsparcia dla mniej zamożnych, tym ważniejszą, że właśnie w tę grupę najmocniej uderza najwyższa w XXI wieku, 18,4-proc. inflacja. W tym kontekście mniej istotne, że pieniądze trafiają także do ludzi zamożnych.

Czytaj więcej

500 plus do reformy. Program zapuścił korzenie

Z tego powodu dla wielu ekonomistów program jest odmianą gwarantowanego dochodu podstawowego. Jego koncepcja w dobie robotyzacji i zagrożenia bezrobociem rozgrzewa emocje na całym świecie, ale nigdzie nie wyszedł on poza fazę testów.

500+ testem nie jest, Polacy się doń przyzwyczaili. Jest nie do ruszenia, chociaż wydawane nań co roku ponad 40 mld zł można by bardziej efektywnie zagospodarować, np. dając znacznie więcej tym na dole drabiny dochodowej, pozbawiając zasiłku tych na górze. Jednak wśród partii politycznych nie ma odważnego, który by to zaryzykował. Więc ekonomiści to zaakceptowali. Skoro nie da się czegoś zmienić, trzeba przywyknąć.

Wielu z nich zresztą uważa, że skoro program jest ważny, powinien zostać w obliczu rekordowej inflacji zwaloryzowany. Obecna wartość 500 zł w cenach z 2016 r., kiedy ruszał, to tylko 350 zł. Można rzec, że dopadł go znany nam skądinąd downsizing. Gdyby chcieć mu przywrócić pierwotną siłę nabywczą, trzeba by podnieść wypłatę do 700 zł. I czuję, że przed wyborami rządzący uraczą elektorat taką promocją, odpowiadającą znanym z handlu „+35 proc. za darmo”. Jednak darmowa ona nie będzie, koszt podrasowanego 500+ skoczyłby do 57 mld zł. Gdyby nie chomąto polityki, te pieniądze – powtórzmy – można by lepiej wydać na różne inne cele społeczne. Ekonomia to przecież nauka o efektywnym gospodarowaniu ograniczonymi zasobami, a one są coraz bardziej ograniczone, nieprawdaż?

Ekonomiści mają opinię zimnych technokratów, którzy preferują rozwiązania efektywne gospodarczo, a nie społecznie czy politycznie. Dlatego zaskoczyły mnie wyniki kolejnej tury panelu „Rzeczpospolitej”, w którym bierze udział kilkudziesięciu wybitnych przedstawicieli tej branży w Polsce. W najnowszej sondzie większość z nich opowiedziała się za pozostawieniem 500+, sztandarowego programu rządzącej partii, który początkowo był przez środowiska ekonomiczne krytykowany. I słusznie, bo jego deklarowany cel demograficzny okazał się fatamorganą.

Pozostało 80% artykułu
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację