Kiedy późnym wieczorem na tamtejszy dworzec przyjeżdża ostatni pociąg z Pekinu, tłum pasażerów pospiesznie udaje się ku postojowi taksówek. Brak dobrze rozwiniętej komunikacji miejskiej oznacza, że do domu trzeba dojechać taryfą. Taksówek na szczęście nie brakuje, ale zazwyczaj zabierają jednego pasażera. To oznacza długie stanie w kolejce i masę spalin wyrzuconych w i tak zanieczyszczone chińskie powietrze. Ale przecież niewiele lepiej jest w Polsce. W wielu samochodach jeżdżących po warszawskich ulicach jest tylko kierowca. Można tłumaczyć to kulejącą komunikacją. Ale czy tylko? Świadomość ekologiczna przeciętnego kierowcy nad Wisłą jest wciąż niewielka. Widać to po jakości aut, których używamy. Dane z pierwszych kilku miesięcy tego roku pokazują, że nadal szybko rośnie import starych samochodów do Polski.

Dodatkową zachętą do kupowania starych samochodów może być program 500+. Dlatego nie wierzę, że z polskich ulic i dróg znikać będą coraz bardziej napiętnowane w wielu krajach samochody z silnikiem Diesla (a przynajmniej nie stanie się tak, dopóki odpowiedniego zakazu nie wyda Bruksela). Spodziewałabym się raczej, że ich liczba nad Wisłą może się wręcz zwiększać, biorąc pod uwagę coraz bardziej wyśrubowane europejskie normy. Gdzie bowiem trafią samochody, które Francuzi, Niemy czy Włosi wymienią na bardziej ekologiczne hybrydy? Wrażliwi na cenę Polacy liczą każdą złotówkę, także kupując paliwo. Dowodzą tego kolejki po benzynę przy stacjach, gdzie tanie paliwo sprzedają sieci handlowe. A przecież właśnie ze względu na tańsze paliwo jazda dieslem – nawet starym – jest wciąż bardziej opłacalna. Działa to na wyobraźnię bardziej niż koszty ewentualnych napraw, które w przypadku diesli są w stanie wydrenować portfel.