Jeszcze rano mało kto zakładał taki scenariusz, i to w dniu, w którym mieliśmy nie tylko głębokie spadki w Azji, ale i pierwsze (na razie medialne) szacunki strat funduszy inwestycyjnych w styczniu. Szacuje się więc, że umorzenia zabrały z TFI ok. 11 mld zł, a aktywa zmniejszyły się o ok. 24 mld zł. Paradoksalnie to dla rynku wiadomość dobra. Mówimy przecież o wydarzeniach z przeszłości, o podaży, która doprowadziła już do przeceny. Sprzedający już tych akcji (jednostek) nie mają. Owszem, jest jeszcze na rynku sporo klientów TFI, którzy nadal nie podjęli decyzji i mogą zlecić umorzenia. Tyle że ich jednostki nie są już warte tyle co przed miesiącem. Zatem źródła podaży z tej strony powoli się wyczerpują.
Osobną kwestią pozostaje strona popytowa. Bez uspokojenia sytuacji na światowych rynkach trudno liczyć, że pojawi się u nas kapitał zagraniczny. A jeśli nawet – nie będzie on zainteresowany szybkim podbiciem cen, lecz raczej wykrwawieniem się klientów TFI. W końcu inwestorzy chcą kupić możliwie tanie akcje.
Poza kwestią przepływów kapitałów są jeszcze czynniki fundamentalne. Rynek zdyskontował już recesję w USA, ale jeszcze nie głęboką recesję. Dlatego kolejne złe dane ze Stanów mogą nadal powodować nerwowość i odkładanie na kolejne tygodnie zakupów nawet przecenionych akcji. Nadal więc najbardziej prawdopodobnym scenariuszem wydaje się konsolidacja rynku w pobliżu obecnych poziomów.
Emil Szweda, Open Finance