Statki wikingów

Rodzina Ulstein jest w stoczniowym biznesie od blisko wieku. Dziś Norwegowie mają być dla Komisji Europejskiej gwarantem wiarygodności programu restrukturyzacji stoczni w Szczecinie

Publikacja: 08.07.2008 04:33

Statki wikingów

Foto: Rzeczpospolita

Ulsteinvik to niewielkie miasto w północnej Norwegii, niedaleko Alesund. Tam latem 1917 r. zaczęła się historia firmy, która przekształciła się w grupę zatrudniającą dziś ok. 700 osób, z przychodami rzędu 1,3 mld koron norweskich i notowaną na giełdzie w Oslo.

Dwudziestotrzyletni wówczas Martin Ulstein chciał skorzystać z okazji, jaka otwierała się przed nim dzięki przeobrażeniom norweskiej floty rybackiej – proste, tradycyjne kutry odchodziły do lamusa na rzecz zmechanizowanych jednostek. Najlepszym rozwiązaniem wydawał się warsztat naprawczy – Martin miał spore zdolności w tej materii, praktykował też w warsztacie w niedalekim Alesund.

Brakowało mu tylko jednego – pieniędzy. Ale od czego jest rodzina? Firmę założono więc wspólnymi siłami – ojciec, Ole H. Ulstein, podżyrował pożyczkę w banku, a wuj Martinus włożył do spółki posiadane 800 ha, na których powstał warsztat. Martin i jego kuzyn Andreas – właściciele nowo powołanej spółki Ulstein mek. Verksted, mogli już zamieścić pierwsze ogłoszenie w lokalnej gazecie.

Niewielki warsztat stopniowo przekształcił się w firmę nie tylko naprawiającą, ale i budującą statki, a potem spółkę będącą jednym z głównych międzynarodowych dostawców marynistycznej technologii. Niedługo po giełdowym debiucie, do którego doszło w połowie lat 90., brytyjski koncern Vickers (słynący głównie jako fabryka broni, w której powstawały m.in. znane z II wojny światowej lekkie czołgi Vickers), z którym Ulsteinowie negocjowali współpracę przy jednym projekcie, niespodziewanie wyszedł z propozycją zakupu całej Ulstein Group, z wyjątkiem dywizji zajmującej się budową statków.

Do transakcji, określanej przez przedstawicieli Vickers jako „niebiański mariaż”, doszło w 1998 r. za cenę 3,9 mld koron norweskich. Rok później Vickers stał się częścią imperium Rolls-Royce’a. A Ulstein Verft pozostała biznesem rodzinnym.

Dziś jedną z najważniejszych postaci w rodzinie jest szef rady nadzorczej Ulstein Group, blisko 80-letni Idar Lars Ulstein, absolwent Norwegian Institute of Technology w Trondheim. Inżynier ze specjalnością budowa statków, z zamiłowania innowator, pasjonujący się zarządzaniem, nie tylko w praktyce. Jego biznesowa publikacja „Farmand” zgarnęła sporo branżowych nagród. W 1994 r. „za zasługi dla przemysłu norweskiego” Idar dostał Order św. Olafa, najwyższe państwowe odznaczenie. Na co dzień sprawy firmy prowadzi jego córka Gunvor Ulstein, prezes Ulstein Verft, oraz jej młodszy brat Tore Ulstein, wiceszef firmy.

Od momentu, gdy outsourcing stał się globalnym trendem, w blisko stuletniej historii Uls-tein Verft miejsce ma też Polska. Pierwsze kontakty doprowadziły do zawiązania w naszym kraju spółki Ulstein Poland zajmującej się produkcją stali.

Ulsteinvik to niewielkie miasto w północnej Norwegii, niedaleko Alesund. Tam latem 1917 r. zaczęła się historia firmy, która przekształciła się w grupę zatrudniającą dziś ok. 700 osób, z przychodami rzędu 1,3 mld koron norweskich i notowaną na giełdzie w Oslo.

Dwudziestotrzyletni wówczas Martin Ulstein chciał skorzystać z okazji, jaka otwierała się przed nim dzięki przeobrażeniom norweskiej floty rybackiej – proste, tradycyjne kutry odchodziły do lamusa na rzecz zmechanizowanych jednostek. Najlepszym rozwiązaniem wydawał się warsztat naprawczy – Martin miał spore zdolności w tej materii, praktykował też w warsztacie w niedalekim Alesund.

Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację