„Dziennik” przygotował się do tematu bardzo porządnie, przeprowadził nawet wspólnie z firmą doradczą PricewaterhauseCoopers wyliczenia, ile zyskamy na wprowadzeniu dwóch stawek podatkowych. Co prawda podobne wyliczenia były robione już wielokrotnie, bo i sam moment wprowadzenia zmian podatkowych jest znany od dawna, ale cóż szkodzi jeszcze raz sprawdzić. Ostatecznie władzy trzeba patrzeć na ręce, od tego są przecież media. A fakt, iż gazeta donosi o tym miłym fakcie akurat dziś też nie dziwi – niby wszyscy wiedzą, ale pamięta się tego, kto przypomni ostatni. To skądinąd tłumaczy, dlaczego media tak często wymieniają między sobą te same tematy, z oczywistych powodów z rzadka powołując się na poprzednika.
Niestety, z podatkami nie będzie tak dobrze, jak chciałby komentator „Dziennika”, który obwieszcza, że „1 stycznia 2009 r. ograniczony zostanie rozdęty fiskalizm polskiego państwa”. To zbyt optymistyczne. Wystarczy zajrzeć do „Gazety Wyborczej” – wypełniając PIT za ten rok, będziemy musieli się zmierzyć z większą liczbą rubryk. W najpopularniejszym PIT-37 przybędzie ich dziewięć. O jedną stronę powiększy się PIT-0, w którym trzeba będzie teraz m.in. udokumentować fakt posiadania dzieci (ciekawe, czy będzie tam miejsce na zdjęcia rodzinne?). Przybędzie też nowy formularz PIT-39. A wszystko zapewne dlatego, że – jak donosi z kolei „Rzeczpospolita”, zarobki w Polsce są wyższe niż kiedykolwiek. Średnie październikowe płace w przedsiębiorstwach zatrudniających powyżej 10 osób sięgnęły 3241 zł i 81 groszy, jak dokładnie wyliczył GUS.
To dobra i zła wiadomość. Dobra, bo to o 70 zł więcej niż we wrześniu 2008 r. Zła, bo jak z kolei w bardzo ciekawym zestawieniu donosi „Polska”, potrzeba dziś aż 42,6 przeciętnych pensji, aby zgromadzić 30-procentowy wkład własny na czterdziestometrowe mieszkanie w Warszawie, tak by banki chciały rozmawiać o sfinansowaniu reszty. Najmniej – 27 średnich pensji – potrzeba na ten wkład w Bydgoszczy. A przecież jeszcze trzeba za coś żyć.
Tego problemu tradycyjnie nie ma tylko władza, choć teraz – w trudnych czasach – też nie jest jej łatwo. „Mamy kryzys, a władza rozdaje sobie bony” – grzmi „Fakt”. No właśnie. Od zawsze było wiadomo, że choćby nie wiem co, rząd się sam wyżywi. Okazuje się, że w kryzysie musi jednak wspomagać się bonami.