Czy euro przetrwa następną dekadę

- Najważniejszym wyzwaniem dla obecnych członków strefy euro pozostają reformy strukturalne i utrzymanie niezbędnej dyscypliny fiskalnej – pisze Wiesław Choiński, doktor ekonomii, radca ministra w Ministerstwie Gospodarki

Publikacja: 04.12.2008 03:32

Czy euro przetrwa następną dekadę

Foto: Rzeczpospolita

Red

W czerwcu 2008 r. minęło dziesięć lat od utworzenia Europejskiego Banku Centralnego. Wspólna waluta europejska zdobyła już zaufanie i uznanie rynków. Jednak by przetrwać, konieczne są w strefie euro dalsze reformy strukturalne i dyscyplina fiskalna, a to, w razie porażki, może prowadzić do unii politycznej lub rozpadu strefy.

[srodtytul]Niezły początek[/srodtytul]

Jeszcze dekadę temu krytycy unii walutowej zapowiadali rychły koniec projektu zastąpienia walut 11 krajów Unii Europejskiej wspólnym euro. Dziś niektórzy ekonomiści zastanawiają się raczej, czy pieniądz europejski nie wyprze dolara w roli międzynarodowej waluty rezerwowej, podkreślając ciężko wypracowaną wiarygodność EBC. Dodają również, iż ewentualne zastąpienie dolara przez euro skieruje potężny strumień dodatkowego kapitału do Europy, obniży koszt inwestycji i długu publicznego oraz zintensyfikuje rozwój gospodarczy. Nadto przyniesie unikalne korzyści związane z seignorage’em, czyli pozyskiwaniem dóbr i usług spoza strefy euro w zamian za uruchomienie prasy drukarskiej.

Jak zauważa pierwszy główny ekonomista EBC Otmar Issing, sukces euro nie był raz dany. Przeraźliwie brakowało aktualnych i wiarygodnych danych gospodarczych. Nie było gwarancji, że wcześniej ustalone związki między zmiennymi ekonomicznymi zachowają ważność po zmianie waluty. Ostatecznie zaryzykowano, by później oprzeć politykę pieniężną na dwóch filarach: analizie monetarnej i gospodarczej presji inflacyjnej w średnim okresie.

Dotychczasowe dokonania techniczne unii walutowej napawają optymizmem. Oczekiwania inflacyjne są mocno zakotwiczone, a średnia stopa inflacji za ostatnich dziesięć lat nie przekracza 2,2 proc. Deficyt budżetowy spadł do 0,6 proc. wobec ok. 4 proc. przed 1999 r. Stopy procentowe obniżyły się do najniższych poziomów w ciągu pokolenia. Unia walutowa stymuluje handel wewnętrzny strefy (wzrost z 1/4 do 1/3 PKB) i integrację rynków finansowych (1/4 aktywów poza krajem macierzystym). Do dziś powstało ok. 16 mln nowych miejsc pracy (2 mln więcej niż w USA), a poziom bezrobocia nie przekracza 8 proc.

[srodtytul]Zagrożenia[/srodtytul]

Ale przyszłość strefy może nie być taka świetlana. Krytycy zauważają, iż unia walutowa przeżywa silne napięcia. O ile gospodarki Niemiec i Francji rozwijały się do tej pory dynamicznie, o tyle w Hiszpanii i Irlandii doszło do spowolnienia wzrostu po załamaniu rynku budowlanego. Włochy (a teraz także inne kraje, jak Niemcy) stanęły na krawędzi recesji, a włoski eksport narzeka na silne euro. Rozbieżna dynamika wzrostu powoduje, iż strefę euro postrzega się jako sukces bardziej w kategoriach walutowych, a mniej w gospodarczych.

Z wyjątkiem Niemiec nie spełniły się nadzieje na zwiększenie wydajności. Realny kurs walutowy liczony jednostkowymi kosztami pracy wzrósł od początku 1999 r. o ponad 20 – 30 proc. dla Hiszpanii i Włoch, podczas gdy dla Niemiec spadł o ok. 10 proc. Skutkiem tego jest drastyczne pogorszenie konkurencyjności cenowej i deficytu bieżącego (10 – 12 proc. – Hiszpania i Grecja) i stały jego wzrost (do ok. 3 proc. – Włochy).

Nadto słabnące wskutek niskiej wydajności gospodarki krajów obrzeża pogarszają ich kondycję fiskalną i zmuszają je do zwiększonej emisji obligacji, by finansować deficyt budżetowy. To zwiększa różnicę w rentowności papierów skarbowych na tle długu krajów środka. Różnica dochodowości obligacji włoskich i niemieckich wzrosła już dwukrotnie, do ok. 40 pkt baz. To samo dotyczy obligacji irlandzkich i niemieckich. Za ten stan krytycy obwiniają EBC, który nie chciał do niedawna ciąć stóp procentowych, ale nie zauważali, iż ceny w strefie euro znacznie przekraczały cel inflacyjny (wynosiły nawet 4 wobec celu 2 proc.) i EBC nie mógł po prostu obniżać stóp. Dopiero teraz to się dzieje.

Inni oceniają, iż to same kraje obrzeża są winne wieloletnich zaniedbań, unikając prorozwojowych reform strukturalnych i finansów publicznych. Taki stan nie może trwać wiecznie. Albo z braku reform podnoszących wydajność dalsze rozejście się cykli koniunkturalnych krajów środka i obrzeża doprowadzi do paraliżu polityki pieniężnej EBC (obserwujemy to od sierpnia 2007 r., gdy wybuchł kryzys hipoteczny w USA) i w rezultacie rozpadu strefy euro, albo elity polityczne tych krajów zdecydują o konieczności przejścia do fazy unii politycznej, o której wspomina Issing, tak by przez unifikację polityczną wprowadzić odgórnie jednolitą politykę gospodarczą (np. fiskalną) i spróbować zachować jedność i spójność strefy euro. Chociaż taka strategia wydaje się optymalna na poziomie makro, to jednak może natrafić na barierę niechęci społecznej, a nawet politycznej, zwłaszcza w krajach o niskiej elastyczności rynków pracy i dóbr.

[wyimek]Dziś niektórzy ekonomiści zastanawiają się, czy europejski pieniądz nie wyprze dolara w roli międzynarodowej waluty rezerwowej, podkreślając ciężko wypracowaną wiarygodność Europejskiego Banku Centralnego [/wyimek]

Niektórzy krytycy wskazują także na obecną słabość unijnej koordynacji i nadzoru indywidualnej polityki krajowej, np. deficytów budżetowych, podczas gdy Bruksela nie zważa na istotnie groźne wyzwania, jak bąble spekulacyjne na rynkach aktywów (przykłady Hiszpanii i Irlandii). Nadto jednobiegunowa kontrola gospodarek krajów strefy euro może pogłębić i tak już duży deficyt demokracji w UE przez dalsze rozluźnienie więzi łączących polityków z wyborcami. To nasuwa wniosek, iż bardziej właściwe jest skupianie uwagi nie na rutynowych i drobiazgowych procedurach, lecz na oglądzie szerszego spektrum realnych zagrożeń i takim zarządzaniu kryzysem, który pozwoli ochronić dobro wspólne – unię walutową, bez konieczności uciekania się do rozwiązań politycznych. Kraje strefy zaś powinny mieć swobodę realizacji własnych celów w granicach wyznaczonych dobrem wspólnym.

[srodtytul]Co z Polską[/srodtytul]

Polska wraz z pozostałymi państwami Europy Środkowo-Wschodniej należy do grupy krajów w procesie konwergencji, co oznacza wyższe tempo wzrostu, ale i inflacji. Na pewien czas konieczne może być zatem zachowanie płynnego kursu walutowego, który daje szanse na lepszą kontrolę inflacji aniżeli doszlusowanie za wszelką cenę do unii walutowej, gdzie stopy procentowe są ustalane dla dojrzałych gospodarek o niskim tempie wzrostu i inflacji. W przeciwnym razie Polska podzieli los krajów bałtyckich, które w błędnym przekonaniu o sukcesie rychłego przyjęcia euro wprowadziły zarząd walutą (stały parytet do euro) i rozchwiały swoje gospodarki, wprawiając je w cykl naprzemiennych boomów i kryzysów.

Jeszcze niedawno państwa te cieszyły się dwucyfrowym tempem wzrostu. Ale w trzecim kwartale 2008 r. PKB Łotwy spadł o 4,2 proc., Estonii o 3,3 proc., a Litwy wzrósł o 3,1 proc. (najmniej od dziewięciu lat). Zmusza to rządy tych krajów do porzucenia stałego parytetu. Gwałtowny spadek cen aktywów i wysoka inflacja zachwiały i zaufaniem, i siłą nabywczą konsumentów, doprowadzając sektor budowlany – do niedawna motor gospodarki - do ostrego kryzysu. Na to nakłada się również spadek udzielanych kredytów, a jedynym pozytywnym sygnałem jest zmniejszanie się deficytu handlowego.

Kryzys w krajach bałtyckich jest ostrzeżeniem dla Polski i złą wróżbą dla zaaplikowania euro na Słowacji. Zatem, by ustrzec takie kraje jak Polska przed twardym lądowaniem wzorem krajów bałtyckich, a także strefę walutową przed dezintegracją, Komisja Europejska chłodzi zapędy przedwczesnego przyjęcia euro i wskazuje na konieczność reform strukturalnych, które umożliwiłyby uniknięcie dzisiejszych problemów Pribałtiki.

Chociaż nalegania te wybiegają daleko poza techniczne tylko kryteria z Maastricht, to jednak nie powinny być ignorowane, zwłaszcza że niebawem kazus Słowacji obnaży ich słabość. Kryteria nominalne bowiem nie przystają do gospodarek wschodzących Europy Środkowo-Wschodniej. Dlatego Komisja nie ma innego wyjścia niż dostosować je i jeszcze uzupełnić o kryteria realne, tak by chronić dobro wspólne – unię walutową.

Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację