Starania polityków z jednej strony wspierają złotego, z drugiej zaś przeciwnie – wpływają na jego osłabienie. Ukierunkowanie ich w jedną stronę byłoby znacznie bardziej efektywne.
Rynek walutowy kieruje się popytem i podażą, a nie magicznymi zaklęciami. O cenie decydują realne przepływy przez rynek, a o nich
– realni ludzie. Z takiego punktu widzenia co oznacza przekierowanie funduszy UE na rynek walutowy? Jest to duży gracz chętny kupować złotego w dużej ilości. Ważny i dobry sygnał dla złotego, ale ograniczony i w ilości, i w czasie.
Jakie są np. konsekwencje żądania unieważnienia opcji widziane z takiej perspektywy? Gdyby kontrakty jednostronnie unieważnić, banki nagle zostałyby z olbrzymim otwartym ryzykiem walutowym (traciłyby lub zyskiwały w zależności od kursu złotego). Taka skala ryzyka jest niezgodna z filozofią działania banków i wymaganiami KNF. Banki próbowałyby w jednym momencie uwolnić się od tego ryzyka i odkupić około kilkunastu miliardów euro, co miałoby tragiczne skutki dla kursu złotego.
Jak wygląda w takiej optyce wejście do ERM2? Może działać na inwestorów i ich chęć do kupowania lub sprzedawania złotego. Aby zaczęli je jednak brać poważnie pod uwagę, muszą uwierzyć w aspiracje Polski. Stanowisko gremiów decyzyjnych (rząd, opozycja, NBP) jest jednak dalekie od spójności. A rynkowa praktyka mówi, że brak spójności to brak decyzyjności. A to przyczynek do spekulowania na osłabianie złotego.