Nawet o 200 nowych restauracji urosną w tym roku największe sieci gastronomiczne w naszym kraju. Informacja o tyle zaskakująca, że 2010 r. będzie drugim z rzędu, w którym wartość rynku spada.
Wbrew temu, co widać zwłaszcza w weekendy w centrach największych miast, nie należymy do zwolenników jadania poza domem. Z ogłoszonych w marcu rezultatów badania firmy GfK Polonia wynika, że jedynie kilkanaście procent Polaków wybiera wyjście do restauracji w celu poprawienia sobie nastroju – w USA jest to ok. 60 proc., a w Wielkiej Brytanii co drugi ankietowany.
O słabości rynku świadczy też fakt, że jako restauracje traktowane są u nas typowe fast foody czy pizzerie, często bez obsługi kelnerskiej, z daniami za kilkanaście złotych sprzedawanymi głównie na wynos. Nawet jeśli traktujemy je tak samo jak typowe restauracje, to i tak na jedzenie poza domem Polacy wydają tylko ok. 5 proc. swojego budżetu – w krajach zachodnioeuropejskich średnio kilka razy więcej.
Dlatego z ekspansji sieci nawet może nieco na wyrost nazywanych restauracjami trzeba się cieszyć. Im więcej takich punktów, tym więcej osób będzie skłonnych do zmiany swoich wieloletnich przyzwyczajeń, czyli obiadu z rosołem i schabowym z ziemniakami jedzonego przy włączonym telewizorze. Od czegoś trzeba zacząć, nawet jeśli pierwsze kroki nowy fan jadania poza domem skieruje do fast foodu.
Nie zostawiajmy restauracji, wiele mamy naprawdę dobrych, tylko dla turystów.