[b][link=http://blog.rp.pl/blog/2010/09/22/pawel-czurylo-och-ta-pechowa-bruksela/]Skomentuj na blogu[/link][/b]

Ostatni program konwergencji, czyli przedstawiany Komisji Europejskiej scenariusz dla polskich finansów, można uznać za nieważny.

Wkrótce pewnie potwierdzi to rząd. A potem polskiego ministra finansów czeka wyprawa do Brukseli, gdzie ów program zostanie oceniony. Boję się, że może ona przypominać tę z czerwca 2009 r., gdy minister był zaskoczony wyższym od prognoz deficytem, a ówczesny komisarz ds. monetarnych i walutowych Joaquin Almunia pytał "Jacku, co się stało?".

Może więc wypowiedź ministra ma uprzedzić ewentualny zarzut, że stan polskich finansów się pogarsza. Ale spotkanie z obecnym komisarzem Olli Rehnem miłe na pewno nie będzie.

Analizując (wciąż niestety jeszcze) plany ministra, można odnieść wrażenie, że zdaje on sobie sprawę z powagi sytuacji. Sposobem ratunku ma być zapowiedziana większa kontrola nad finansami samorządów. Bo oprócz nowych długów zaciąganych przez budżet państwa, przy braku zdecydowanych cięć, to właśnie nowe zobowiązania samorządowców są największym problemem dla ministra. Skutek? Deficyt samorządów rośnie i powiększa deficyt finansów publicznych. A żółte, ostrzegawcze światło wciąż pulsuje. Dlatego jeśli z jednej strony minister nie zdecyduje się na znacząco większe oszczędności w budżecie państwa, a z drugiej nie pohamuje miast i gmin, Polska może zapomnieć o statusie prymusa w publicznych finansach. Inni, jak mogą, próbują ciąć wydatki, a u nas deficyt rośnie. Dobrze, że minister finansów już o tym wie.