Zaufanie do instytucji finansowych pnie się w górę – wynika z ostatnich badań „Rzeczpospolitej”. Nic dziwnego, skoro otrąbiono już zakończenie globalnego kryzysu finansowego, a żaden polski bank, fundusz czy towarzystwo ubezpieczeniowe nie upadło ani nawet nie musiało prosić o pomoc rządu.
Na słabiej zorientowanych w kwestiach ekonomicznych obywatelach na pewno wrażenie robią też reklamy w mediach z wizerunkiem kompetentnych i głęboko zatroskanych naszym losem bankowców, agentów ubezpieczeniowych czy doradców finansowych.
Największym zaufaniem darzymy banki (ufa im 60 proc. badanych). To dobra wiadomość dla tych instytucji, bo nie muszą się martwić o dopływ naszych pieniędzy. Ale także z punktu widzenia państwa informacja niezwykle istotna. Rosnące zaufanie oznacza stabilny system finansowy, nie ma niebezpieczeństwa paniki, spektakularnego bankructwa w stylu amerykańskiego Lehman Brothers. Pieniądze stabilnie płyną do całego sektora. Jest więc np. skąd czerpać, by finansować inwestycje.
W tradycyjnej rywalizacji z bankami giełda czy fundusze inwestycyjne nie mają szans. Nawet jeśli wartość papierów rośnie, tak jak obecnie, rynek akcji większości obywateli kojarzy się przede wszystkim z ryzykiem, a nie okazją do bezpiecznego zarobku. Niejeden przecież na giełdzie się przejechał.
Jedyną niepokojącą informacją wynikającą z naszych badań jest słaby wynik funduszy emerytalnych. Instytucjom, które zarządzają już ponad 200 miliardami złotych zgromadzonymi na nasze przyszłe emerytury, nie ufa co trzeci Polak. Z pewnością wpływ na taką ocenę OFE miały niedawne działania premiera, który na oczach obywateli przed kamerami zbeształ prezesów funduszy za nie najlepsze wyniki i „zachęcił” ich do intensywniejszej pracy. Miejmy nadzieję, że nie było to jednorazowe piarowe zagranie pod publiczkę i rząd rzeczywiście pochyli się nad problemem OFE. Bo kłopoty funduszy oznaczają zagrożenie dla naszych oszczędności na starość.