[b]Rz: W naszej analizie wykształcenia prezesów dużych firm znów się okazuje, że kuźnią szefów są w Polsce politechniki. Jednak na świecie prym wiodą chyba absolwenci szkół biznesu?[/b]
Alojzy Nowak: Tak było parę lat temu i być może jeszcze w USA taka sytuacja się utrzymała. Świat w bardzo uproszczonej wizji opierał się kiedyś na dwóch filozofiach; menedżersko-finansowej i inżynierskiej. W krajach zachodnich, zwłaszcza anglosaskich, przeważała ta pierwsza. W USA większość edukacji na wyższym poziomie dotyczyła kształcenia menedżerskiego. Edukacja techniczna nie była aż tak bardzo popularna, choć Stany mają tu ogromne osiągnięcia, w czym pomagali przybysze z zagranicy. Jednak w ostatnich latach to się zmienia.
[b]Czyli my jesteśmy tu w światowej awangardzie...[/b]
Tak, choć raczej przez przypadek, a nie wskutek świadomej polityki. Ale to i tak dobrze, bo to oznacza, że nasi menedżerowie mówią tym samym językiem, co ich koledzy z innych państw. O tej światowej tendencji mówił niedawno regionalny szef koncernu Honeywell podczas spotkania dziekanów szkół biznesu i wydziałów zarządzania z całego świata w Szanghaju. Wspominał, że przed dziesięciu laty spółkami firmy za granicą zarządzali absolwenci szkół biznesu z USA. A dziś większość kierowniczych stanowisk zajmują lokalni menedżerowie z krajów, gdzie tradycja kształcenia jest trochę inna – czyli podstawa edukacji w dyscyplinie, która ma określony przedmiot studiowania, wzbogacona potem studiami menedżerskimi.
[b]Czy jednak to się u nas nie zmieni za kilka lat? [/b]