Oficjalne prognozy mówią o wyjeździe 300 – 400 tys. osób w ciągu trzech lat, czyli ok. 100 tys. rocznie.
To nic w porównaniu z ponad dwoma milionami, które wyjechały z Polski w latach 2005 – 2008. Co prawda niektórzy eksperci przypominają, że tamtej fali emigracji też nikt się nie spodziewał – prognozy mówiły wtedy o ok. 60 tys. Polaków. Okazaliśmy się jednak bardziej mobilni, niż to wynikało z badań. Teraz też, zwłaszcza zaraz po otwarciu niemieckiego rynku, skala wyjazdów może zaskoczyć władze i firmy. Wiele z nich przez dwa lata wysokiego bezrobocia przyzwyczaiło się do „rynku pracodawcy", gdy nie trzeba było zabiegać o pracowników. Początek maja, szczególnie dla firm z zachodniej Polski, może stać się godziną prawdy, gdy ludzie „zagłosują nogami".
Część pracowników – szczególnie ci o poszukiwanych w Niemczech specjalnościach – zyska kartę przetargową w negocjacjach płacowych z szefem. Wzrośnie presja na podwyżki płac, zwłaszcza w takich branżach jak produkcja czy usługi budowlane i medyczne. Firmy, które w ostatnich latach z powodzeniem ograniczały koszty pracownicze, będą musiały poszukać oszczędności gdzie indziej. No i zwrócić większą uwagę na potrzeby pracowników, którzy w badaniach twierdzą, że liczy się nie tylko wysokość zarobków, ale też stabilność zatrudnienia i przyjazna atmosfera pracy.