Niepewność polityczna hamuje amerykańską gospodarkę

Nic nie paraliżuje sektora prywatnego bardziej niż polityczna niepewność – zauważa prezes banku JPMorgan Chase International

Publikacja: 31.10.2011 02:35

Jacob A. Frenkel, prezes banku JPMorgan Chase International

Jacob A. Frenkel, prezes banku JPMorgan Chase International

Foto: Fotorzepa, Danuta Matloch Danuta Matloch

Rz: Wielu ekonomistów uważa, że na trwałe ożywienie gospodarcze w zachodnich gospodarkach nie ma szans, dopóki nie odżyje akcja kredytowa. O to, że dotąd tak się nie stało, politycy oskarżają banki, które nie chcą udzielać pożyczek. Banki replikują, że to konsumenci i firmy nie mają ochoty ich zaciągać. Kto ma w tym sporze rację?

Jacob A. Frenkel:

Odpowiedź jest złożona. Obie strony sporu mają częściowo rację. Główną przyczyną rozczarowującego tempa wzrostu gospodarczego w USA – choć zaznaczę, że nie wierzę w nawrót recesji – jest to, że przedsiębiorcy działają w warunkach zbyt dużej niepewności dotyczącej polityki rządu. Szczególnie wiele niewiadomych istnieje w kwestii polityki fiskalnej. Zamieszanie sprawił spór na temat limitu zadłużenia USA latem br. Pokazał on, że władze nie mają żadnego nadającego się do wdrożenia planu ograniczenia deficytu budżetowego i długu publicznego. A nic nie paraliżuje bardziej sektora prywatnego bardziej, niż polityczna niepewność.

Gdy spojrzy się na rynki finansowe, kwestia amerykańskiego zadłużenia nie wydaje się głównym źródłem niepokoju. Obligacje USA mocno ostatnio podrożały.

W światowym systemie gospodarczym doszło ostatnio do wielu innych szoków, które nie sprzyjały nastrojom w USA. Przede wszystkim mam na myśli sytuację w strefie euro, ale też np. marcowy kataklizm w Japonii. Dodatkowo, wiadomo, że rekonwalescencja amerykańskiego sektora nieruchomości potrwa długie lata, a w pokryzysowych propozycjach zmian w systemie regulacji finansowych wciąż brakuje szczegółów. Wiele z tych propozycji jest dobrych, ale wiadomo, że nawet najlepsze reformy mogą mieć niepożądane skutki uboczne. Gdy to wszystko łącznie weźmie się pod uwagę, łatwo zrozumieć, dlaczego maszyna kredytowa nie może się rozkręcić.

To dość pesymistyczna diagnoza, bo te źródła niepewności szybko nie znikną.

Jest w niej ziarno optymizmu. Jeśli rzeczywiście jednym z głównych powodów niskiej aktywności gospodarczej jest niepewność w sferze geopolityki, polityki fiskalnej, pieniężnej oraz regulacyjnej, to usunięcie tych źródeł niepewności uwolni potężne siły ożywienia. Ja bowiem jestem optymistą, jeśli chodzi o fundamenty amerykańskiej gospodarki. Wierzę, że system kapitalistyczny jest najlepszym gwarantem rozwoju gospodarczego.

Ale rzeczywiście, najprawdopodobniej niektóre czynniki, które odpowiadają za niepewność uczestników życia gospodarczego w USA, znikną dopiero po wyborach prezydenckich, czyli najwcześniej pod koniec 2012 r. Nie da się bowiem uzdrowić amerykańskich finansów publicznych bez zmian w systemie świadczeń społecznych, ale to jest polityczne pole minowe.

Czy nie sądzi Pan, że utrata przez USA najwyższej oceny wiarygodności kredytowej paradoksalnie stłumiła motywację Waszyngtonu do uporządkowania finansów publicznych? Obawiano się, że takie wydarzenie będzie szokiem dla inwestorów, a tymczasem nie stracili oni zaufania do obligacji USA.

Każdemu politykowi, któremu wydaje się, że USA nie grozi kryzys fiskalny, radziłbym, aby nie ignorował tego ryzyka. Rynki finansowe potrafią bardzo długo zachowywać cierpliwość, ale gdy ją tracą, robią to gwałtownie. A spokój, z jakim inwestorzy zareagowali na obniżkę oceny wiarygodności kredytowej USA, może wynikać z ich przekonania, że było to dla polityków upomnienie, które skłoni ich do podjęcia odpowiednich działań. Bo nie wierzę, aby jakikolwiek roztropny polityk czy ekonomista twierdził, że Waszyngton nie potrzebuje pilnie fundamentalnej reformy polityki fiskalnej.

Nie zapominajmy też, że stosunek inwestorów do dolara czy amerykańskich obligacji, nie odzwierciedla jedynie sytuacji w USA, ale też w innych regionach. Skoro są one pogrążone w chaosie, relatywna atrakcyjność USA rośnie.

Powiedział Pan, że fundamenty amerykańskiej gospodarki są solidne. Nie ma Pan obaw, że tzw. proces delewarowania – czyli spłacania przez konsumentów i firmy długów – będzie jeszcze długo hamował tempo wzrostu gospodarczego, jak twierdzą np. Kenneth Rogoff i Carmen Reinhart?

Zgadzam się z nimi, że w USA musi dojść do korekty w bilansach firm i gospodarstw domowych, i że będzie to trwało całe lata. Ten proces faktycznie będzie ograniczał tempo wzrostu w porównaniu do tego, jakie byłoby, gdyby społeczeństwo nie byłoby nadmiernie zadłużone. Ale nie wierzę, aby USA groził z tego powodu nawrót recesji.

Uważa Pan, że Rezerwa Federalna jest w stanie złagodzić skutki procesu delewarowania? Jak np. ocenia pan skuteczność Operacji Twist (w jej ramach Fed sprzedaje obligacje krótkoterminowe i kupuje długoterminowe, aby obniżyć rentowność tych ostatnich i powiązane z nią oprocentowanie kredytów)?

Nie mam wątpliwości, że takie niekonwencjonalne metody stymulowania gospodarki przez Fed, jak Operacja Twist czy ilościowe łagodzenie polityki pieniężnej (QE), są mniej skuteczne, niż narzędzia konwencjonalne. Tyle, że nie ma dla nich alternatywy, bo stopy procentowe od pewnego czasu są bliskie zera i nie można ich już dalej obniżać, a rząd wyczerpał możliwości stosowania bodźców fiskalnych.

Efekt jest taki, że na barkach Fedu i innych banków centralnych, w tym EBC, spoczywa zbyt duży ciężar. Politycy nie tylko oczekują, ale nawet stwarzają presję, aby te instytucje wkraczały na nieznane dla siebie obszary. Rynki muszą jednak rozumieć, że nie jest to nowy paradygmat, tylko krótkoterminowy objazd ku normalności, gdy zostanie przywrócona równowaga między polityką pieniężną a fiskalną.

Spytałem o pańską ocenę polityki Fedu, bo część ekonomistów uważa, że to właśnie ona zniechęca banki do udzielania kredytów. Prowadzi ona przecież do zmniejszenia różnicy między długo- i krótkoterminowymi stopami procentowymi, czyli do spadku marży odsetkowej banków. A jednocześnie banki mogą szukać łatwego zarobku na rynkach finansowych, czemu sprzyjają niskie stopy procentowe.

Operacja Twist nie została wymyślona dzisiaj. Prowadzono ją w USA w latach 60. i nie zakończyła się ona sukcesem. Wydaje mi się, że dziś, gdy rynek kapitałowy jest znacznie głębszy i bardziej płynny, Fedowi byłoby jeszcze trudniej trwale wpłynąć na rentowność obligacji. W krótkim horyzoncie czasowym może się to udać, ale na dłuższą metę działania Fedu są jak próba wywołania na oceanie sztormu przez wrzucenie do wody kamieniem.

Ogólnie jednak, efektywności sektora bankowego sprzyja sprawne działanie całego systemu gospodarczego. Kondycja sektora bankowego to lustrzane odbicie kondycji gospodarki. Możemy oliwić jej tryby tylko wtedy, gdy nasi klienci – czy to firmy, czy gospodarstwa domowe - się nie rozwijają. Nasze interesy są więc całkowicie zbieżne z interesami naszych klientów: co jest dobre dla całego systemu gospodarczego, jest też dobre sektora bankowego.

Czy to dlatego, w przeciwieństwie do większości bankowców, pochlebnie wypowiada się Pan o wielu pokryzysowych zmianach regulacji w bankowości?

Faktycznie wiele propozycji zawartych w ustawie Dodda-Franka uważam za słuszne. Zgadzam się, że banki powinny mieć więcej kapitału, stosować mniejszą dźwignię finansową i podejmować mniej ryzyka. Uważam zresztą, że JPMorgan Chase okazał się relatywnie odporny na zawirowania z ostatnich lat, m.in. dlatego, że mieliśmy dobrą strategię zarządzania ryzykiem. Ale ważne jest, aby w skali światowej istniało równe pole gry. Te same regulacje muszą obowiązywać wszystkie instytucje finansowe. Dlatego niepokoją mnie np. dodatkowe wymogi kapitałowe stawiane dużym bankom. W efekcie JPMorgan jest karany za to, że bo był dobrze zarządzany, bo to dzięki temu odniósł sukces i urósł do dużych rozmiarów. Ale to detale. Ważne jest to, że jesteśmy w stanie funkcjonować niemal w każdym otoczeniu, byle tylko reguły były zrozumiałe i stosowały się do wszystkich graczy.

CV

Jacob A. Frenkel (ur. 1943 r.) kieruje międzynarodową działalnością amerykańskiego banku JPMorgan Chase od grudnia 2009 r. Jest przewodniczącym grupy trzydziestu (G-30) skupiającej wpływowych ekonomistów i finansistów. Wcześniej zasiadał w zarządach towarzystwa ubezpieczeniowego AIG i banku Merrill Lynch. W latach 1991 – 2000 był gubernatorem Banku Izraela. Wcześniej pracował m.in. dla MFW i EBOiR. Wykładał też ekonomię na Uniwersytecie Chicagowskim.

Rz: Wielu ekonomistów uważa, że na trwałe ożywienie gospodarcze w zachodnich gospodarkach nie ma szans, dopóki nie odżyje akcja kredytowa. O to, że dotąd tak się nie stało, politycy oskarżają banki, które nie chcą udzielać pożyczek. Banki replikują, że to konsumenci i firmy nie mają ochoty ich zaciągać. Kto ma w tym sporze rację?

Jacob A. Frenkel:

Pozostało 95% artykułu
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację