Taką kwotę miałby wpłacić do państwowej kasy Narodowy Bank Polski, którego tegoroczny zysk według szacunków ekonomistów może sięgnąć 20-30 mld zł. Byłby więc rekordowy (do czego przyczynia się osłabienie złotego). Bank czerpie dochody z lokat dewizowych, a te rosną wraz z deprecjacją polskiej waluty. W czwartek te nadzieje rozwiał prezes banku centralnego Marek Belka. Wspomniane szacunki analityków nazwał "kompletną bzdurą" i dodał, że faktyczny wynik będzie "o rząd wielkości niższy".
Zresztą minister finansów planując przyszłoroczny budżet nie zapisał w nim żadnych pieniędzy z NBP (bank przekazuje budżetowi 95 proc. zysku). Znów zatem może się powtórzyć sytuacja z tego roku i minister finansów dostanie pewnie "tylko" kilka miliardów wsparcia. W sytuacji spowolnienia gospodarki większe wyzwanie czeka zatem nowego ministra skarbu, którym ma zostać Mikołaj Budzanowski. W czasie kryzysu będzie musiał dostarczyć budżetowi miliardy złotych z prywatyzacji i dywidend z państwowych spółek.
Wracając do NBP i jego zysku, oczywiście nic nie jest wykluczone. Jeśli euro będzie po 5 zł to i zysk NBP może być gigantyczny. Ale słaby złoty nie jest na rękę ministrowi finansów, bo groziłoby to przekroczeniem przez dług poziomu 55 proc. PKB. A wtedy koniecznie byłyby ostre cięcia i naprawić finanse publiczne. Zatem gdyby złoty zaczął się mocno osłabiać, do gry wkroczy państwowy BGK i ewentualnie NBP.