Wicepremier Waldemar Pawlak postanowił, że „dobrym" argumentem przeciw podniesieniu wieku emerytalnego będzie zaatakowanie powszechnego systemu emerytalnego. Stąd „wymsknęło" mu się stwierdzenie, że nie za bardzo wierzy w państwowe emerytury (TVN CNBC). To bardzo udane zagranie, zważywszy, że jednym z argumentów rządu za podniesieniem wieku emerytalnego jest to, że wysokość przyszłych świadczeń wzrośnie (co jest prawdą). Ale co z tego - mówi Pawlak – skoro – w domyśle – tych pieniędzy nikt nie dostanie. Pomijam co w krajach w których demokracja działa dłużej oznaczałaby taka wypowiedź członka rządu i to w randze wicepremiera.
Nie w tym jednak rzecz. Wypowiedź Pawlaka wpisuje się w myślenie wielu Polaków. Daleko szukać nie muszę, wyraża je wielu moich bliskich znajomych. I w pewnym sensie zarówno oni jaki i wicepremier mają rację. Wpłacając dziś z mojej pensji składki emerytalne do ZUS (i do tego więcej od ubiegłego roku, gdy rząd zdecydował o obcięciu składki do OFE) otrzymuję jedynie zapowiedź, że kiedyś je wyjmę w postaci emerytury. Bo moje i milionów Polaków składki służą dziś wypłacie bieżących emerytur. To jest zatem zobowiązanie państwa, z którego ma się kiedyś wywiązać. Czy to zrobi? Liczę, może naiwnie, że jednak tak. Nie zdarzyło się dotąd w historii, aby emerytury nie były wypłacone. Pytanie tylko, czy stać będzie mój kraj by wypłacił mi dokładnie to co odłożyłam. Czy późniejsze decyzje polityczne na to pozwolą? Zwłaszcza, gdy demografia działa na mają niekorzyść.
Po spotkaniu z premierem, Waldemar Pawlak zmienił nieco zdanie. Postanowił podważyć część systemu emerytalnego opartą o rozwiązania kapitałowe, czyli OFE. Choć jak podkreślił „na razie" ich likwidacja nie jest brana pod uwagę (znów pole do domysłów jest duże). Używając argumentów przeciw OFE wicepremier mija się nieco z prawdą (jeśli wierzyć w to co pisały agencje prasowe, bo nie słyszałam osobiście tej wypowiedzi). Waldemar Pawlak miał stwierdzić, że aktywa OFE spadły w 2011 r. Otóż nie spadły. Ale mogę się domyślić o co chodziło wicepremierowi. A mianowicie o stratę netto funduszy w 2011 r., która wyniosła 11 mld zł (choć nikt nie podkreśla, że rok wcześniej zarobiły ponad 21 mld zł). Znaleziono innego "chłopca do bicia". Można już zresztą oczekiwać, że będzie tak za każdym razem, gdy OFE będą miały stratę. Choć zawsze nieco mnie to zaskakuje, bo powołanie kapitałowej część systemu emerytalnego od początku wiązało się z możliwością, że fundusze mogą mieć stratę. Nie jest to zatem zaskoczenie. A nawet więcej. Wprowadzone przez rząd zwiększenie limitu inwestycji OFE w akcje, potencjalnie zwiększa stratę tych instytucji, jeśli sytuacja na giełdzie znów nie będzie dobra.
Nie zmienia to faktu, że zgadzam się z wicepremierem Pawlakiem, że zmiany w działalności OFE należy wprowadzić. W tym także dostosować sposób ich wynagradzania do osiąganych wyników z inwestycji. Ale o tym wiadomo już od dawna. Ostatnie prace toczyły się w 2010 r., ale zostały przerwane, bo rząd wolał szybciej przeprowadzić obniżenie składki do OFE. I zamiast o tym stale mówić, może ktoś weźmie się do pracy i przygotuje odpowiedni projekt. Premier w piątek jednak powtórzył, ze nie planuje zmian dotyczących II filaru systemu emerytalnego w przewidywalnej przyszłości. Wcześniej zarówno minister pracy jak i finansów zapowiadali że przegląd prawa dotyczącego OFE nastąpi za dwa lata. Harmonogram jest zatem znany.
Przewidywalny jest termin rozwiązana kwestii wypłaty świadczeń z OFE. To już zresztą staje się pilny problem. Minister pracy zapowiedział, że zajmie się tym w maju lub w czerwcu. Dziś wiele wskazuje na to, że przyjęte zostanie rozwiązanie w którym pieniądze osób w wieku przedemerytalnym będą trafiać do ZUS (tak, do tej instytucji, w którą nie wierzy wicepremier Pawlak) i ta instytucja zajmie się wypłatą świadczeń. Sugerują to niedawne wypowiedzi i wiceministra finansów i premiera.