Rz: Sprzedajecie auta w najbardziej zatłoczonym segmencie rynku – modeli popularnych. Jak to się dzieje, że mimo prognozowanego spadku na rynku europejskim, Hyundai oczekuje wzrostu?
Allan Rushforth:
Produkujemy auta od najmniejszych do największych, które mają wydłużoną gwarancję, mało się psują, mają niskie emisje CO2. Mieliśmy to szczęście, że pierwsze modele z serii „i" wprowadzaliśmy wówczas, gdy w Unii Europejskiej zaczęły obowiązywać surowe normy emisji spalin. Na dodatek rozpoczął się kryzys finansowy, więc konsumenci szukali aut nie najdroższych, ale o dobrym stosunku ceny do wartości. Do tego doszła akcja złomowania aut, szczególnie szeroko zakrojona w Niemczech. Wtedy, w czasach największego kryzysu w Europie, osiągnęliśmy w sprzedaży masę krytyczną.
W jaki sposób nagle zdołaliście zwiększyć produkcję?
Sprowadzaliśmy nasze auta z fabryk w Indiach, Korei, Turcji. Robiliśmy wszystko, aby rynek europejski został zaspokojony, bo wiadomo było, że taka szansa się już nie zdarzy. To wszystko w czasie, kiedy większość naszych europejskich konkurentów cięła produkcję. Teraz pokazujemy nową generację aut – i40, veloster, X35. Dzięki temu lojalność klientów wobec marki wzrosła z 35 proc. do 42 proc w ciągu tylko jednego roku. Normalnie jest to nie więcej niż punkt procentowy rocznie. A pięcioletnia gwarancja dodaje atrakcyjności ofercie. Zazwyczaj europejscy producenci oferują gwarancje trzyletnie, więc pod koniec trzeciego roku właściciele aut pozbywają się ich. Nasze znajdują się na wtórnym rynku po 4,5 roku, to zwiększa lojalność.