Gumowe kajdany rządu

Rząd wykuwa sobie właśnie nowe kajdany – tzw. „regułę wydatkową" - które powstrzymają go od rozrzutności w czasach prosperity. Temu pędowi do samodyscypliny wypadałoby przyklasnąć, ale w polskich realiach wygląda on jednak dość podejrzanie.

Publikacja: 09.05.2012 14:39

Gumowe kajdany rządu

Foto: ROL

Red

Reguła, nad którą pracuje Ministerstwo Finansów, miałaby zastąpić tę tymczasową, obowiązującą od ubiegłego roku i ograniczającą realne (czyli pomniejszone o stopę inflacji) tempo wzrostu niektórych wydatków publicznych do 1 proc. rocznie. Nowe restrykcje weszłyby w życie dopiero wtedy, gdy deficyt sektora finansów publicznych spadłby do 1 proc. PKB, co zgodnie z planami rządu powinno nastąpić w 2015 r. Od tego momentu realne tempo wzrostu wydatków publicznych nie mogłoby przekraczać średniego tempa realnego wzrostu PKB z około dekady.

W teorii brzmi to pięknie. Taka reguła wydatkowa jest zgodna z postulatami ekonomistów, aby wydatki rządowe zmieniały się antycyklicznie (w okresie dekoniunktury rosłyby one szybciej, niż PKB, a w okresie prosperity wolniej), a nie procyklicznie, co było i jest jedną z najważniejszych przyczyn kryzysu fiskalnego w strefie euro (rządy podsycały boom rozdawnictwem, a teraz muszą ciąć wydatki pomimo spowolnienia).

Wszelkiego rodzaju reguły wydatkowe, podobnie jak np. wpisane do konstytucji limity zadłużenia rządu, są jednak przez ekonomistów chwalone przede wszystkim za to, że ograniczają pole do uznaniowości w polityce fiskalnej. W efekcie czynią ją bardziej przewidywalną i wiarygodną.

Jak zwykle jednak, diabeł tkwi w szczegółach. A rząd może je doprecyzować tak, aby reguła wydatkowa nie była dla niego zbyt uciążliwa. Tak przecież działa u nas limit zadłużenia sektora publicznego na poziomie 55 proc. PKB: gdy dług się do tego progu zbliża, po prostu zmienia się definicję, co się do niego wlicza, a co nie.

Nie mam wątpliwości, że z nową regułą wydatkową byłoby tak samo. Pole do manipulacji jest nieograniczone. Na przykład obowiązująca obecnie zasada dotyczy jedynie tzw. wydatków elastycznych, które nie są nigdzie wymienione ani dokładnie zdefiniowane. Jej następczyni ma już dotyczyć pojemnej kategorii wydatków sektora finansów publicznych, więc możliwości rozmaitych wykluczeń, wyjątków, odstępstw itd. będzie jeszcze więcej.

Rząd będzie też musiał zdecydować, czy średnie realne tempo wzrostu PKB, od którego będzie zależało maksymalne tempo wzrostu wydatków, będzie określane na podstawie danych historycznych, czy też prognoz. Wartości te dramatycznie się różnią i niemal z pewnością padnie na wyższą z nich.

W ten sposób szlachetna samodyscyplina znów obróci się w pijarowską sztuczkę, która przyniesie rządowi poklask i przypudruje brak realnych oszczędności i reform.

Reguła, nad którą pracuje Ministerstwo Finansów, miałaby zastąpić tę tymczasową, obowiązującą od ubiegłego roku i ograniczającą realne (czyli pomniejszone o stopę inflacji) tempo wzrostu niektórych wydatków publicznych do 1 proc. rocznie. Nowe restrykcje weszłyby w życie dopiero wtedy, gdy deficyt sektora finansów publicznych spadłby do 1 proc. PKB, co zgodnie z planami rządu powinno nastąpić w 2015 r. Od tego momentu realne tempo wzrostu wydatków publicznych nie mogłoby przekraczać średniego tempa realnego wzrostu PKB z około dekady.

Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację